Dzisiaj przydarzyła się rzecz
niespodziewana. Tak jak nie przewidziałabym pieczonej dyni na obiad czy
nieznajomego pukającego do drzwi mojego domu, tak nie przewidziałam tego co
stało się tego wieczoru.
Wstałam wcześniej. Tak mam w
zwyczaju i robię to niezależnie od tego czy jest rok szkolny, akademicki czy
trwają wakacje. Choć to pewnie już wiecie. Wykonałam swoje obowiązki, nie
omijając czarnej kawy na śniadanie i porannej pielęgnacji. Nic podczas wykonywania
tych czynności, nie wskazywałoby na dzisiejszą niespodziankę. Jednak… wspominając
nieco poranek, mogłabym wyodrębnić jedno, pewne niepokojące zjawisko. Mianowicie
było mi zimno. Latem. Dziwne, prawda? Stąd też, dopóki, dopóty nie wyszłam na zewnątrz,
po domu zamiast w różowej halce chodziłam w szlafroku i grubych skarpetach. Nie
wzbudziło to moich podejrzeń przez cały dzień. Wszystko zmieniło się, gdy
pojechałam na trening.
Spakowałam cały ekwipunek i zaprosiłam
do siebie moją przyjaciółkę, byśmy po wypitej mrożonej kawie pojechały do klubu
(sportowego). Wychodząc na dwór przeleciał mnie dreszcz. Niemożliwe by było aż
tak chłodno! Cofnęłam się po bluzę. Powróciwszy do auta, włożyłam do niego torbę
na tylnie siedzenie, po czym wzięłam głęboki wdech. Zamknęłam przy tym oczy, by
móc więcej poczuć i upewnić się w rodzącym się przekonaniu. Nie myliłam się – w
końcu zaczęło zbliżać się to, co w ciągu roku uwielbiam najbardziej. Wsiadłam do
auta i wspólnie z moją przyjaciółką pojechałyśmy pełne energii na trening. Śpiewałyśmy,
a ja – kalecząc, bo kalecząc – spontanicznie tańczyłam. Jazda minęła nam nadzwyczajnie
szybko. Byłyśmy punktualnie. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że lekko przed
czasem. Zresztą nie pamiętam, zajęło mnie wtedy coś zupełnie innego. Wyszłam z
auta i znowu zaciągnęłam się wilgotnym, chłodnym, rześkim, nieco tajemniczym
powietrzem. Ten specyficzny zapach przywołuje mi na myśl jedno – JESIEŃ. Moją niezmiennie
ukochaną porę roku. W tamtym momencie poczułam, jak uwalniają się moje hormony
szczęścia. Endorfiny sprawiły, że trening był jeszcze przyjemniejszy, niż jest
zazwyczaj. W dodatku, gdy z niego wychodziłyśmy na zewnątrz zamiast słońca, nadszedł
zmierzch. Tak długo na to czekałam! Choć mamy końcówkę sierpnia i zapewne nadejdą
jeszcze ostatnie wakacyjne, pełne gorąca dni, to ja – korzystając z przychylnych
okoliczności - chciałabym już podzielić się z Wami moimi przyjemnościami jesieni.
Dla wielu z Was jesień do
najgorsza pora roku. Nie dziwię się. Częste deszcze, plucha i szarość potrafią
przynieść nam chmury melancholii i obniżonego nastroju. Mimo że ja mam
odwrotnie, to jestem w stanie zrozumieć położenie tych, którzy przebierają
nogami na wiosnę. Niemniej mam szczerą nadzieję, że po podzieleniu się moimi przyjemnościami
jesieni, zrobi Wam się na sercu trochę lżej a w życiu codziennym – łatwiej.
Ciężko jest mi zdecydować, na
czym powinnam skupić uwagę w pierwszej kolejności. Zatem cała lista nie jest hierarchiczna
i uprzedzam, że wszystkie przyjemności mają w sobie coś wyjątkowego. Myślę, że
każdy znajdzie coś dla siebie. Zatem rozgośćcie się w moim internetowym
salonie. Usiądźcie wygodnie na przytulnej kanapie znajdującej się przed kominkiem.
Zdążyłam rozpalić ogień. Tym razem zamiast miski truskawek w śmietanie dzielę
się z Wami cynamonkami. W między czasie opowiem Wam o moich przyjemnościach jesieni.
1. Rozpoczęcie
się szkoły. Zastanówcie się przez chwilę, za co lubicie Sylwester. Ja na
przykład cieszę się, że otwierają się szerokie bramy Nowego Roku, który niesie
za sobą nowe wyzwania, osiągnięcia, zapewne nowych ludzi, kolejne urodziny, święta,
a przede wszystkim doświadczenia. Sylwester i wiążąca się z nim ekscytacja na
coś NOWEGO, rzeczywiście jest nie do podrobienia. Podobnie jest z nowym rokiem
szkolnym/akademickim. W tym roku zaczynam swój pierwszy rok akademicki, co sprawia,
że moja ekscytacja jeszcze bardziej rośnie. Być może niektórzy z Was zaczynają
nową pracę właśnie od początku roku szkolnego/akademickiego, który pokrywa się
z początkiem jesieni. Zauważcie jak
pięknie będzie wrócić do rutyny, porządku codzienności, zajęć pozalekcyjnych, przyjaciół,
którzy czekają na nas codziennie w szkole. To nowy początek! Powrót do dni, które mają w sobie cząstki jakiejś
niewiadomej – swego rodzaju niespodzianki – która sprawia, że dni bywają bardzo
zaskakującego. Dlaczego? Okoliczności są jeszcze bardziej sprzyjające niż
zazwyczaj. Być może do klasy dołączy ktoś nowy, kto okaże się przyjacielem na
lata, być może w autobusie jadącym o siódmej rano znajdzie się niepodpisany
pamiętnik, a w najlepszym wypadku spotka się miłość życia. Czasami obleje się
też sprawdzian, który był nadto istotny. Jednak dzięki temu, przysiądziemy do
nauki o wiele pilniej, a owa wiedza w przyszłości okaże się niebywale przydatna.
Mimo że szkoła to obowiązki i nauka, to nie zapominajmy o tej ciekawszej stronie.
Z początkiem jesieni i początkiem szkoły jednocześnie zaczynają się przygody. O
niebo lepsze niż te latem. Ze szkołą w okresie jesiennym wiąże się jeszcze
jedna rzecz, którą myślę, że podepnę do podpunktu drugiego.
2. Krótki
dni i długie noce bez dwóch zdań przyczyniają się do stawiania jesieni na
piedestale. Zwłaszcza, kiedy wstając rano za oknem jest ciemność. Podczas czterech
lat chodzenia do liceum, zawsze zapalałam zapachowe świeczki i szykowałam się
do szkoły. Zmrok towarzyszył mi także podczas dojazdem do szkoły pociągiem. Delektowałam
się wtedy ciszą i ogrzewanym miejscem. Mimo że lubię lato, to żadne słońce po
zakończonym treningu nie może przebić zmierzchu, który spotykam, gdy kończę
trening. Niemniej pod koniec października i na początku listopada zmrok
nadchodzi szybciej niż we wrześniu. Z tego względu trenowanie sprawia mi
jeszcze większą radość. Za oknami jest ciemno, nie ma ukropu, a wręcz
przeciwnie! Niekiedy na sali jest chłodno, dzięki czemu łatwiej się trenuje. Ponadto
panuje wtedy w klubie sportowym niepowtarzalna atmosfera.
3. Wiecie
co łączy się ze zmrokiem? Pogoda! Przysięgam, że uwielbiam deszcz, mgłę, lekki
wiatr. Jeszcze bardziej moim oczom przynosi szczęście widok spadających kolorowych
liści i dojrzałych kasztanów. Czasami idąc przez miasto widzę małe dzieci zbierające
do kieszeni czy plecaczków duże, pękate kasztany. Przypominają mi się wtedy czasy,
kiedy mała Margaretka także po przedszkolu, chodziła tak z ukochaną Babcią, by później
móc budować z ów kasztanów ludziki i gąsienice. W takich momentach ogarnia mnie
pozytywna nostalgia, która jako uczucie jest nieodłącznym elementem jesieni.
4. Podczas
takiej pogody, kiedy nie ciążą nade mną obowiązki, chętniej niż zazwyczaj chwytam
po książki. Odgrzebuję lektury, które całe zakurzone cierpliwie czekały na mnie
na półce. Ulokowawszy się w fotelu, owinięta od stóp po tułów grubym kocem, pochłaniam
je z zapałem, co jakiś czas popijając cynamonową kawą lub…
5. cynamonowym
kakao! Jesień nie byłaby pełna bez książek i oczywiście ciepłych napoi. Najczęściej
z dodatkiem cynamonu. Zdecydowanie do moich ulubionych zalicza się wspomniana kawa
z cynamonem lub kakao także z cynamonem. Niemniej nie mogę nie mieć gratki dla fanów
herbat! Do tej pory najlepsza jaką przyrządziłam składała się z czarnej herbaty,
plasterkach pomarańczy i cytryny, cynamonu (a jakże inaczej?), goździków,
imbiru oraz miodu. Myślę, że ta herbata mogłaby śmiało konkurować z moim
autorskim kakao. Choć ewentualna wygrana zapewne wzbudzałaby u wielu wątpliwości.
Napoje należy podawać w dużych, ceramicznych kubkach. Według mnie naczynie ma
ogromne znaczenie. Być może to wynik mojej estetyki, jakiegoś perfekcjonizmu,
lecz picie takiego kakao w kubku w kształcie dyni napawa mnie dziecięcą
radością. A o to właśnie chodzi, prawda?
6. Gdy
za oknem jest plucha, a wszystkie obowiązki zostały wykonane, zakładam wtedy
kuchenny fartuch i zabieram się do pieczenia. Zajmuję wtedy całą kuchnię i
sięgam najczęściej po przepisy na szarlotkę, fantastyczne cynamonki, dyniowe
ciasteczka czy marchewkowe ciasto. Uwielbiam piec nie dla siebie, lecz dla innych.
To mój język miłości. Nie wiem jak Wy, ale w jesienne, wolne popołudnia
pieczenie różnych ciast jest dla mnie istną terapią. Ucieczką od rzeczywistości.
Kuchnia zamienia się w miejsce psychicznego resetu. Nie jest dla Was zdziwieniem,
że gotowanie oraz pieczenie to moja pasja. Jednak jesienią piecze mi się o wiele lepiej,
zwłaszcza że zaczyna się wtedy sezon na moje ulubione wypieki. Bez dwóch zdań taką
szarlotką czy cynamonkami można delektować się w lecie. Niemniej z uwagi na
klimat jesieni, takie wypieki pasują do niej najbardziej. Zgodzicie się ze mną?
Jeśli Was nie przekonałam, to na pewno zachęcę Was do wypróbowania mojego autorskiego
pomysłu na obiad. Na słodko – oczywiście. Pieczona dynia (w piekarniku w temp.
180’ C przez około 40 min) polana syropem klonowym i posypana cynamonem jest
istną ambrozją. Nie sposób nie przygotować tego dania chociażby raz. Zwłaszcza,
że sezon na dynie zaczyna się w połowie września, więc warto skorzystać z czasu
i okazji.
7. Muzyka
jesienią też nie jest mi obojętna. Oprócz urodzinowej playlisty najczęściej
słucham jazzu. Mimo że w ciągu roku również wsłuchuję się w rytmy tej muzyki
ludowej, artystycznej i rozrywkowej, to jesienią puszczam ją na słuchawkach czy
głośniku (będąc w domu) zdecydowanie za często. Tym sposobem umilam sobie
odrabianie lekcji, jazdę pociągiem lub tramwajem, wspomniane gotowanie,
malowanie czy pisanie dla Was bloga. Jeśli nie mieliście jeszcze okazji poznać
tego gatunku, to teraz jest ten moment.
8. A
propos playlisty urodzinowej – są dwa „święta” jesienią, bez których jesień nie
byłaby taka sama. Po pierwsze moje urodziny. Celebracja urodzin jesienią to najlepszy
czas! Kiedy liście zaczynają spadać, wszyscy wiedzą, że zaczyna się odliczanie
do urodzin M. Pisząc to półserio, chcę podkreślić, jak ważne są celebracje w
tym jesiennym okresie. Celebracje pozwalają nam na niepopadanie w dołek i znany
większości spleen. Ponadto okazywanie szczególnej wdzięczności również jest
składową dobrego samopoczucia. Jednym słowem – warto. Jeśli nie macie urodzin
jesienią, to opłaca się wymyślić sobie jakąś okazję do wspólnego świętowania. Dla
jednych będzie to Święto Dziękczynienia a dla innych Halloween. Wspominając Halloween,
nie mogę zapomnieć o poleceniu zagłębiania się w polską literaturę. Sądzę, że
warto wrócić do naszych polskich „Dziadów” cz. III Adama Mickiewicza i
przypomnieć sobie Noc Dziadów. Wbrew pozorom ta szkolna lektura jest naprawdę interesująca
i potrafi wywrzeć piorunujące wrażenie, jeśli tylko zechcecie się w nią wczuć.
PS. Serdecznie
polecam wybrać się do teatru na „Dziady” cz. III. Ja akurat byłam w Teatrze
Miejskim w Gdyni. Jeśli nie macie pomysłu na randkę lub zwyczajnie chcecie miło
spędzić czas, a lubicie sztukę, to nie pozostaje Wam nic innego, jak kupić bilety.
9. Ci,
którzy czytają mojego bloga po raz pierwszy, mogą nie wiedzieć, że fascynuję
się modą i przykładam dużą wagę do wyglądu. Jesień to idealny czas na zabawę
stylizacjami, bowiem nie jest ani za ciepło ani za zimno. Można kombinować z
kolorami (a moja ukochana czerwień perfekcyjnie wpasowuje się w paletę
kolorystyczną jesieni!), stylem, typem ubrań. Nigdy nie zapominam wykorzystać czekających
na założenie od roku w kartonie kozaków. Moją garderobę zajmują także szale –
dłuższe i krótsze, berety, płaszcze (długie, koniecznie czarne), delikatne rękawiczki,
sweterki, spódniczki, leg warmersy i golfy. W razie laku inspiracji szczerze
polecam przejrzeć Pinteresta. Bawcie się modą!
10. „Powiedz
mi, gdzie mieszkasz, a powiem Ci, kim jesteś”. Podążając za cytatem – myślę, że
dużo byście się o mnie nasłuchali. Co roku zdobię swój pokój żółtymi światełkami,
wieczorami włączam pomarańczowe ledy, na półkach mam świeczki a w wazonie liście.
Na podłodze za to gości włochaty dywan, a fotel przykryty jest brązowym kocem. Na
krześle obok nigdy nie może zabraknąć ozdobnej poduszki. Lubię też malować. Mam
kilka obrazów, które tylko o tej porze wieszam na ścianie. Jeden z nich przedstawia
jesienną panoramę wsi.
11. Jesień,
październik i miłość. Znacie „we fell in love in october”? Mimo że jest to dosyć
spopularyzowana przez Tiktoka piosenka, to nie mogę odjąć jej na wartości. Niesie
za sobą wiele wspomnień i darzę ją pewnym sentymentem. Posługując się tytułem
piosenki, zachęcam Was byście byli otwarci i pełni nadziei. Nie tracie w sobie
ducha, nie poddajcie się panującej, negatywnej opinii o tej porze roku. Nie wiem,
co ma w sobie październik, lecz nieco żartując, z doświadczenia muszę przyznać,
że w tym miesiącu dzieją się naprawdę wyjątkowe rzeczy. Zatem miejcie uszy i
oczy szeroko otwarte.
Tym akcentem
zakończę moje 11 podpunktów przyjemności jesieni. Liczę, że jesień w tym roku będzie
dla Was nie tylko przyjemna, ale i wyjątkowa. Pamiętajcie, że dużo zależy od
nastawienia. Przesyłam Wam mnóstwo pozytywnej energii. Zważywszy na uciekające
lato, trzymajcie się ciepło!
PS. Po tym
nieco dłuższym niż zaplanowałam wpisie, mogę oficjalnie nazwać siebie
jesieniarą.
Komentarze
Prześlij komentarz