Przejdź do głównej zawartości

21 marca, czyli Dzień Wagarowicza

 

Wstałam o godzinie czwartej wyspana jak nigdy. Byłam pewna, że taka chwila nie nastanie. A jednak… . Prawdopodobnie wynikało to z tego, iż położyłam się spać o godzinie ósmej wieczorem. Niestety moje szczęście przytłumił silny ból głowy. Już wtedy wiedziałam, że to migrena. Musicie wiedzieć, iż migrena w moim przypadku jest naprawdę dokuczliwa. Wolałabym dźwigać kamienie w brzuchu niż męczyć się z moją przypadłością. Czułam, że poniedziałek będę zmuszona przespać w domu. Ominęły by mnie sparingi w Pruszczu Gdańskim, zostawiłabym na lodzie moich przyjaciół z prezentacją na WoS, poniedziałek bez matematyki to nie poniedziałek (jako „human” o dziwo bardzo lubię ten przedmiot). Powody te były dla mnie nie do odbicia. Musiałam dać dzisiaj radę! Po śniadaniu połknęłam tabletki, choć nie liczyłam na cuda. Popijając wodą spojrzałam na kalendarz. Dzisiaj jest dwudziesty pierwszy marca. Ciężko o godzinie piątej skupić myśli, lecz szybko zorientowałam się, że uczniowie w tym dniu mogą nacieszyć się Świętem Wagarowicza. Szczerze? Nie za bardzo rozumiem na czym polega fenomen tego święta. Ich radość była by dla mnie uzasadniona, gdyby nauczyciele chociaż usprawiedliwiali godziny nieobecności. Jednak tak nie jest. Równie dobrze ucieczkę ze szkoły można sobie zafundować każdego innego dnia. Być może to „święto” stanowi jakiś impuls by w końcu zebrać się na odwagę. No nie wiem. Póki co nadrabianie lekcji nie brzmi dla mnie zbyt ciekawie. Dlatego właśnie w tym momencie delektuję się (mimo bólu głowy) widokiem zza pociągowej szyby. Ten impuls chyba powinien zadziałać odwrotnie…



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Drodzy Czwartoklasiści...

Dzisiaj trochę prywaty. Rozsiądźcie się. Wybrałam się dzisiaj do szkoły po odbiór świadectwa dojrzałości - wyników matur. Szczerze się przyznam, że zapomniałam już jak wygląda stres. Przez ten cały czas braku kontaktu ze szkołą nabrałam oddechu. Długo wyczekiwanej świeżości. Odpoczęłam, zrelaksowałam się, pracowałam i skupiłam na sobie. Nawet podczas Pucharu Świata nie odczuwałam tego stresu, jaki miałam właśnie dzisiaj. Wychodząc z pociągu i kierując się w stronę dawnego liceum, uświadomiłam sobie jeszcze bardziej, jak obciążona byłam wówczas bagażem stresu i frustracji podczas przygotowań do matury. Wpadłam w wir jakiegoś chorego maratonu nauki, presji, a przede wszystkim chęci dogodzenia bliskim, zapominając tak naprawdę o sobie. Choć ten czas miał swoje uroki, to nie wróciłabym do niego za żadne skarby. Zatraciłam siebie. Z biegiem czasu dostrzegam jak innym człowiekiem byłam - to mnie najbardziej przeraża. Słuchajcie swojego zdrowia. Ja tego nie zrobiłam. Wydawało mi się, że cią...

11 przyjemności jesieni

Dzisiaj przydarzyła się rzecz niespodziewana. Tak jak nie przewidziałabym pieczonej dyni na obiad czy nieznajomego pukającego do drzwi mojego domu, tak nie przewidziałam tego co stało się tego wieczoru. Wstałam wcześniej. Tak mam w zwyczaju i robię to niezależnie od tego czy jest rok szkolny, akademicki czy trwają wakacje. Choć to pewnie już wiecie. Wykonałam swoje obowiązki, nie omijając czarnej kawy na śniadanie i porannej pielęgnacji. Nic podczas wykonywania tych czynności, nie wskazywałoby na dzisiejszą niespodziankę. Jednak… wspominając nieco poranek, mogłabym wyodrębnić jedno, pewne niepokojące zjawisko. Mianowicie było mi zimno. Latem. Dziwne, prawda? Stąd też, dopóki, dopóty nie wyszłam na zewnątrz, po domu zamiast w różowej halce chodziłam w szlafroku i grubych skarpetach. Nie wzbudziło to moich podejrzeń przez cały dzień. Wszystko zmieniło się, gdy pojechałam na trening. Spakowałam cały ekwipunek i zaprosiłam do siebie moją przyjaciółkę, byśmy po wypitej mrożonej kawie po...

A Ty, jakim kwiatem jesteś?

  Dzisiaj proszę, zostańcie na ganku. Poczekajcie chwilę. Ja w tym czasie ubiorę swoje ocieplane buty i zamiast zapraszać Was tradycyjnie do mojego internetowego salonu, zabiorę Was na krótki, jesienny spacer. Jak zapewne zauważyliście, pogoda bardzo nam sprzyja, bowiem za nami najcieplejszy wrzesień w historii pomiarów. Liście powoli zaczęły się rumienić, co jak już wiecie, naprawdę napawa mnie optymizmem. Okoliczności wręcz zmusiły mnie, by zaprowadzić Was do pięknego i pełnego uroku miejsca. Zdążyłam już rozbudzić Waszą ciekawość? Niedaleko mojego drewnianego domku, do którego zawsze Was zapraszam znajduje się kwiaciarnia. Od ponad dziesięciu lat jest ona prowadzona przez panią Katarzynę. Pani Kasia, dumna czterdziestoletnia florystka, pasjonatka kwiatów i artystka dorobiła się na swoim hobby. Codziennie odwiedza ją mnóstwo klientów licząc, że to właśnie ona skomponuje dla nich jakiś bukiet. Przychodzą i mężczyźni po kwiaty dla swoich pań i kobiety po kwiaty dla swoich panów. ...