Wstałam o godzinie czwartej wyspana jak nigdy. Byłam pewna,
że taka chwila nie nastanie. A jednak… . Prawdopodobnie wynikało to z tego, iż
położyłam się spać o godzinie ósmej wieczorem. Niestety moje szczęście
przytłumił silny ból głowy. Już wtedy wiedziałam, że to migrena. Musicie
wiedzieć, iż migrena w moim przypadku jest naprawdę dokuczliwa. Wolałabym dźwigać
kamienie w brzuchu niż męczyć się z moją przypadłością. Czułam, że poniedziałek
będę zmuszona przespać w domu. Ominęły by mnie sparingi w Pruszczu Gdańskim,
zostawiłabym na lodzie moich przyjaciół z prezentacją na WoS, poniedziałek bez
matematyki to nie poniedziałek (jako „human” o dziwo bardzo lubię ten
przedmiot). Powody te były dla mnie nie do odbicia. Musiałam dać dzisiaj radę! Po
śniadaniu połknęłam tabletki, choć nie liczyłam na cuda. Popijając wodą spojrzałam
na kalendarz. Dzisiaj jest dwudziesty pierwszy marca. Ciężko o godzinie piątej
skupić myśli, lecz szybko zorientowałam się, że uczniowie w tym dniu mogą
nacieszyć się Świętem Wagarowicza. Szczerze? Nie za bardzo rozumiem na czym
polega fenomen tego święta. Ich radość była by dla mnie uzasadniona, gdyby
nauczyciele chociaż usprawiedliwiali godziny nieobecności. Jednak tak nie jest.
Równie dobrze ucieczkę ze szkoły można sobie zafundować każdego innego dnia.
Być może to „święto” stanowi jakiś impuls by w końcu zebrać się na odwagę. No nie
wiem. Póki co nadrabianie lekcji nie brzmi dla mnie zbyt ciekawie. Dlatego
właśnie w tym momencie delektuję się (mimo bólu głowy) widokiem zza pociągowej
szyby. Ten impuls chyba powinien zadziałać odwrotnie…
Komentarze
Prześlij komentarz