Bardzo dawno, kiedy jeszcze nie uczęszczałam do liceum na
mojej drodze pojawiła się pierwsza miłość. I tą miłością nie był człowiek, lecz
sport. Możecie domyślać się, iż miejsce w sercu zajął kick boxing. Natomiast to
dopiero później…
Na początku zapisałam się na akrobatykę do Gdańskiej Szkoły
Artystycznej. Mimo ciągłych urazów nie poddawałam się i uczęszczałam
regularnie. Był to wówczas mój priorytet. Poświęcałam swoje zdrowie,
zdecydowanie nadwyrężając ciało. Niestety po czasie ukazały się tego skutki.
Doszło nawet do sytuacji, iż nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Mama postanowiła zainterweniować
widząc mój stan. Po długiej i wyczerpującej rozmowie zrobiłam sobie przerwę.
Nie trwała ona zbyt długo. Jestem osobą, która nie usiedzi za biurkiem dłużej niż
kilka godzin, a jak już zostanę do takiej czynności zmuszona to potrzebuję
oderwania, ruchu. Często ekstremalnego, dostarczającego mnóstwa energii, adrenaliny
i endorfin. Toteż poszukałam klubu
sportowego w okolicy. Znalazłam Kaszubskie Centrum Sportów Walki. Zapisałam się
na kick boxing, nie wiedząc do końca na czym polega ten sport. Początkowo nie
byłam usatysfakcjonowana. Cały czas rozmyślałam o akrobatyce. Moje zdrowie w
tym czasie zdążyło się zregenerować. W tym czasie dawna znajoma z GSA poleciła
mi nową halę sportową w Oliwie, gdzie można trenować m. in. gimnastykę sportową,
artystyczną i akrobatykę. W mgnieniu oka zrezygnowałam z kick boxingu i namówiłam
Mamę na pierwsze zajęcia. Choć korki w Osowej dawały o sobie znaki już o piątej
po południu to godzina jazdy z Kartuz na trening mi nie przeszkadzała. Gdy ujrzałam tę cudowną halę oczy zamieniły mi
się w monety pięciozłotowe. Nic wcześniej nie zachwyciło mnie tak bardzo. Można
rzec, iż była to miłość od pierwszego wejrzenia.
Udało mi się trenować z kontuzjami przez okres mniej więcej
roku. Ciągłe wyjazdy do przeróżnych terapeutów męczyły nie tylko mnie, ale i
moich rodziców. Widzieli jak bardzo zależy mi na tym sporcie, dlatego nie
poddawaliśmy się. Jednakże pewien moment przeszedł wszelkie granice. Pewnego
wieczora wróciłam z bolącym kręgosłupem i plecami. Położyłam się spać z
nadzieją, że ból ustanie. Nic z tego. Rano nie mogłam chodzić. Leżałam tylko i
wpatrywałam się w sufit. Moje oczy zalały się łzami, a krtań wypełnił krzyk
paniki i rozpaczy.
Odebrałam to za dobitny znak od wszechświata, że czas
zakończyć przygodę z gimnastyką. Wątpiłam, iż kiedykolwiek znowu zakocham się
tak bardzo w jakimś sporcie. W pewnym momencie brak ćwiczeń dobijał mnie, więc niczym
syn marnotrawny postanowiłam wrócić na treningi z kick boxingu do Rebelii. Bardzo
szybko ustały bóle po poprzednich kontuzjach. Odnalazłam wielu wspaniałych ludzi-
w tym Trenera, który błyskawicznie ujrzał we mnie potencjał. Tego brakowało mi
w gimnastyce- mało osób we mnie wierzyło. Pamiętam jedne ze słów Trenera bardzo
dobrze. Brzmiały one mniej więcej tak: „Margareta, może i w gimnastyce nie osiągniesz
zbyt wiele, lecz tutaj masz ogromne szanse i wcale nie jesteś za stara. Ja w ciebie
wierzę”. Czasami zdarza się mi wracać myślami do przeszłości, lecz to co było
nie ma już większego znaczenia. Ja odnalazłam swój dom.
Z biegiem ulotnych chwil mogę odważyć się na stwierdzenie,
że byłam jedynie zauroczona gimnastyką. Silne emocje z nią związane doprowadzały
do różnych szaleństw. Jednak w kick boxingu zakochałam się stopniowo. Mogę bez
niego żyć, jednak to życie nie było by równie piękne.
Komentarze
Prześlij komentarz