Przejdź do głównej zawartości

Komedia Teatru Wybrzeże

 

Lubię przyciąć sobie drzemkę w ciągu dnia. Niestety czwartkowy plan zepsuł mi mój drogi kolega Gary, który śmiał zakłócić mój bajeczny sen. Jednakże wybaczyłam mu, gdy usłyszałam zaproszenie do Teatru Wybrzeże na „Wsopotwzięci” w reż. Łukasza Czuja. Po krótkiej naradzie ubrałam się w długą sukienkę, zapięłam lakierki na lekkim obcasie, zakryłam się czarną chustą i opuściłam dom udając się w kierunku peronu. Szczęśliwie dojechałam do Sopotu pociągiem.

Zajęliśmy miejsca w drugim rzędzie. Światło błysło, a scena była cała dla aktorów.

Komedia, która poruszyła mnie swoją rytmicznością. Tak, każdy ruch aktorów był przerysowany, lecz dodawał uroku i charakteru sztuce. Dopieszczony taniec i tiki aktorów, które były specyficzne dla wybranego charakteru. Toteż płynne, swobodne oraz wdzięczne pląsy przypadły Grand Hotel Boyowi, który był moją ulubioną postacią. Znany także jako Milord de Molo grany przez Marcina Miodka. Mimika twarzy, a zarazem mowa ciała wprost nadawały wydźwięku jego barwnej oraz prześmiewczej osobowości. Nie sposób odmówić oryginalności także innym aktorom. Tudzież Katarzyna Figura wchodząca w rolę Zoppotiny również pokazała klasę i nonszalancki temperament Zoppotiny. Wymienieni bohaterowie oraz pozostali (równie wybitni) tworzyli na scenie wirtuozje piękna, czyli teatr w swojej jedynej okazałości. Fabuła opierająca się na przejażdżce w czasie po Sopocie przykuwała wzrok jak i umysł widowni. Idealnie dobrana muzyka grana na żywo w tle sprawiała, że widz nie miał prawa się nudzić, a jego zmysł słuchu był w pełni zaspokojony. Moje wielkie uznanie kieruje do muzyków, którzy na końcu sztuki dostali najwięcej braw. Ponadto interakcja aktorów z publiką również wpływała na ciekawość seansu. Zadawanie pytań, bądź rzucane hasła wymuszały podświadomie uśmiech na twarzach.

 Przedstawienie musicie obejrzeć sami. Osobiście tylko czekam na spektakl, który będę mogła szczerze i surowo skrytykować. Jak dotąd jeszcze nie miałam takiego szczęścia. Każdy występ ma swój urok, którego nie można odmówić. Obawiam się, że moje serce nie pozwalało by na wylanie żalu w postaci czystej krytyki. Jednak jestem ciekawa czy kiedykolwiek jakaś sztuka doprowadzi mnie do takiego stanu zgorzkniałości. Domyślam się, iż szybciej przez połowę czasu zastanawiałabym się czy to przypadkiem ja nie zrozumiałam przekazu. Cóż, mogę tylko rzecz, że czekam z niecierpliwością. Jeszcze raz dziękuję Garemu za zaproszenie.  Z takiego powodu możesz mnie budzić częściej.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Drodzy Czwartoklasiści...

Dzisiaj trochę prywaty. Rozsiądźcie się. Wybrałam się dzisiaj do szkoły po odbiór świadectwa dojrzałości - wyników matur. Szczerze się przyznam, że zapomniałam już jak wygląda stres. Przez ten cały czas braku kontaktu ze szkołą nabrałam oddechu. Długo wyczekiwanej świeżości. Odpoczęłam, zrelaksowałam się, pracowałam i skupiłam na sobie. Nawet podczas Pucharu Świata nie odczuwałam tego stresu, jaki miałam właśnie dzisiaj. Wychodząc z pociągu i kierując się w stronę dawnego liceum, uświadomiłam sobie jeszcze bardziej, jak obciążona byłam wówczas bagażem stresu i frustracji podczas przygotowań do matury. Wpadłam w wir jakiegoś chorego maratonu nauki, presji, a przede wszystkim chęci dogodzenia bliskim, zapominając tak naprawdę o sobie. Choć ten czas miał swoje uroki, to nie wróciłabym do niego za żadne skarby. Zatraciłam siebie. Z biegiem czasu dostrzegam jak innym człowiekiem byłam - to mnie najbardziej przeraża. Słuchajcie swojego zdrowia. Ja tego nie zrobiłam. Wydawało mi się, że cią...

11 przyjemności jesieni

Dzisiaj przydarzyła się rzecz niespodziewana. Tak jak nie przewidziałabym pieczonej dyni na obiad czy nieznajomego pukającego do drzwi mojego domu, tak nie przewidziałam tego co stało się tego wieczoru. Wstałam wcześniej. Tak mam w zwyczaju i robię to niezależnie od tego czy jest rok szkolny, akademicki czy trwają wakacje. Choć to pewnie już wiecie. Wykonałam swoje obowiązki, nie omijając czarnej kawy na śniadanie i porannej pielęgnacji. Nic podczas wykonywania tych czynności, nie wskazywałoby na dzisiejszą niespodziankę. Jednak… wspominając nieco poranek, mogłabym wyodrębnić jedno, pewne niepokojące zjawisko. Mianowicie było mi zimno. Latem. Dziwne, prawda? Stąd też, dopóki, dopóty nie wyszłam na zewnątrz, po domu zamiast w różowej halce chodziłam w szlafroku i grubych skarpetach. Nie wzbudziło to moich podejrzeń przez cały dzień. Wszystko zmieniło się, gdy pojechałam na trening. Spakowałam cały ekwipunek i zaprosiłam do siebie moją przyjaciółkę, byśmy po wypitej mrożonej kawie po...

A Ty, jakim kwiatem jesteś?

  Dzisiaj proszę, zostańcie na ganku. Poczekajcie chwilę. Ja w tym czasie ubiorę swoje ocieplane buty i zamiast zapraszać Was tradycyjnie do mojego internetowego salonu, zabiorę Was na krótki, jesienny spacer. Jak zapewne zauważyliście, pogoda bardzo nam sprzyja, bowiem za nami najcieplejszy wrzesień w historii pomiarów. Liście powoli zaczęły się rumienić, co jak już wiecie, naprawdę napawa mnie optymizmem. Okoliczności wręcz zmusiły mnie, by zaprowadzić Was do pięknego i pełnego uroku miejsca. Zdążyłam już rozbudzić Waszą ciekawość? Niedaleko mojego drewnianego domku, do którego zawsze Was zapraszam znajduje się kwiaciarnia. Od ponad dziesięciu lat jest ona prowadzona przez panią Katarzynę. Pani Kasia, dumna czterdziestoletnia florystka, pasjonatka kwiatów i artystka dorobiła się na swoim hobby. Codziennie odwiedza ją mnóstwo klientów licząc, że to właśnie ona skomponuje dla nich jakiś bukiet. Przychodzą i mężczyźni po kwiaty dla swoich pań i kobiety po kwiaty dla swoich panów. ...