Przejdź do głównej zawartości

Nieudane salto w tył na środku morza

 

Obóz ze Zdolnych z Pomorza to nie tylko obóz naukowy. Nieodłącznym elementem jego jest część żaglowa. Podczas obozu są trzy wyjścia na tzw. żagle, gdzie ku zaskoczeniu uczymy się żeglować. Niektórzy potrafią  to robić, a niektórzy nie. Do drugiego grona delikwentów zaliczam się ja. Nigdy tego nie robiłam, lecz nie martwiłam się, bo to fajnie jest się czegoś nowego nauczyć. Byłam wręcz podekscytowana! Morze, które jest czymś nad wyraz pięknym oraz super ekipa i brak choroby morskiej wzbudzało we mnie dreszcz emocji. Kiedy nadszedł czwartek (drugi dzień żaglowania), a ja miałam opanowaną umiejętność obsługi małego jachtu nie miałam żadnego oporu, aby wypłynąć na otwarte morze. Podczas żaglowania obowiązywały zasady. Ścisłe. Oprócz kapoków, pełnego skupienia i wykonywania poleceń Kapitana na jachcie mogło przebywać z osobą dorosłą (kapitanem) pięć osób. Nasza paczka została podzielona. Ja z Kasią oraz dwoma chłopakami musieliśmy przyzwyczaić się do nowego teamu „żeglowego”. Nie było problemem nawiązanie więzi, by współpraca podczas pływania na morzu była łatwiejsza. Szybko utworzyliśmy wraz z Ponk (przezwisko Kasi) luźną relację z chłopakami. Nasz kapitan bardzo dbał o bezpieczeństwo, lecz… moja siła perswazji tutaj lekko pokrzyżowała mu plany. Wachlarzem argumentów płynnie i zwięźle wraz z teamem przekonałam Kapitana o popływanie na środku morza. Poszliśmy na kompromis. Pływanie oczywiście z kapokami… i przywiązaną liną. Woda była ciepła, więc kusiła, aby się w niej zanurzyć. Po zmoczeniu się postanowiłam, że poskaczę z jachtu. Słońce grzało i modliłam się, aby się nie opalić. Co prawda od rana smarowałam się kremem z filtrem (50), ale myśl o piekącej skórze nie dawała mi spokoju. Udało mi się wykonać trzy salta w tył o ile dobrze policzyłam. Niestety jeden nie skończył się dobrze, gdyż poślizgnęłam się. Obecnie mam całą piszczel w siniakach. Mało tego! Towarzyszy mi guz i ostry ból. Jednak nie przeszkadza mi to jakoś szczególnie. Całe szczęście kolega nagrał mój nieumiejętny skok. Bawi mnie to do teraz. Po całym zajściu czas przyśpieszył i zostało dziesięć minut by wrócić do portu. Zdążyliśmy, ale ledwo. Podziękowaliśmy Kapitanowi. Podczas drogi powrotnej ukrywaliśmy się z kapiącą z nas wodą. Gdy się wysuszyliśmy poszliśmy na obiad. Nagle Ponk zaczęła się ze mnie śmiać. Dopiero wtedy zorientowałam się, że się opaliłam. Już wiedziałam, że w nocy czeka mnie udręka. Cytując naszą ulubioną, obozową piosenkę „no to cyk, jeszcze noc nie jest późna”.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Drodzy Czwartoklasiści...

Dzisiaj trochę prywaty. Rozsiądźcie się. Wybrałam się dzisiaj do szkoły po odbiór świadectwa dojrzałości - wyników matur. Szczerze się przyznam, że zapomniałam już jak wygląda stres. Przez ten cały czas braku kontaktu ze szkołą nabrałam oddechu. Długo wyczekiwanej świeżości. Odpoczęłam, zrelaksowałam się, pracowałam i skupiłam na sobie. Nawet podczas Pucharu Świata nie odczuwałam tego stresu, jaki miałam właśnie dzisiaj. Wychodząc z pociągu i kierując się w stronę dawnego liceum, uświadomiłam sobie jeszcze bardziej, jak obciążona byłam wówczas bagażem stresu i frustracji podczas przygotowań do matury. Wpadłam w wir jakiegoś chorego maratonu nauki, presji, a przede wszystkim chęci dogodzenia bliskim, zapominając tak naprawdę o sobie. Choć ten czas miał swoje uroki, to nie wróciłabym do niego za żadne skarby. Zatraciłam siebie. Z biegiem czasu dostrzegam jak innym człowiekiem byłam - to mnie najbardziej przeraża. Słuchajcie swojego zdrowia. Ja tego nie zrobiłam. Wydawało mi się, że cią...

11 przyjemności jesieni

Dzisiaj przydarzyła się rzecz niespodziewana. Tak jak nie przewidziałabym pieczonej dyni na obiad czy nieznajomego pukającego do drzwi mojego domu, tak nie przewidziałam tego co stało się tego wieczoru. Wstałam wcześniej. Tak mam w zwyczaju i robię to niezależnie od tego czy jest rok szkolny, akademicki czy trwają wakacje. Choć to pewnie już wiecie. Wykonałam swoje obowiązki, nie omijając czarnej kawy na śniadanie i porannej pielęgnacji. Nic podczas wykonywania tych czynności, nie wskazywałoby na dzisiejszą niespodziankę. Jednak… wspominając nieco poranek, mogłabym wyodrębnić jedno, pewne niepokojące zjawisko. Mianowicie było mi zimno. Latem. Dziwne, prawda? Stąd też, dopóki, dopóty nie wyszłam na zewnątrz, po domu zamiast w różowej halce chodziłam w szlafroku i grubych skarpetach. Nie wzbudziło to moich podejrzeń przez cały dzień. Wszystko zmieniło się, gdy pojechałam na trening. Spakowałam cały ekwipunek i zaprosiłam do siebie moją przyjaciółkę, byśmy po wypitej mrożonej kawie po...

A Ty, jakim kwiatem jesteś?

  Dzisiaj proszę, zostańcie na ganku. Poczekajcie chwilę. Ja w tym czasie ubiorę swoje ocieplane buty i zamiast zapraszać Was tradycyjnie do mojego internetowego salonu, zabiorę Was na krótki, jesienny spacer. Jak zapewne zauważyliście, pogoda bardzo nam sprzyja, bowiem za nami najcieplejszy wrzesień w historii pomiarów. Liście powoli zaczęły się rumienić, co jak już wiecie, naprawdę napawa mnie optymizmem. Okoliczności wręcz zmusiły mnie, by zaprowadzić Was do pięknego i pełnego uroku miejsca. Zdążyłam już rozbudzić Waszą ciekawość? Niedaleko mojego drewnianego domku, do którego zawsze Was zapraszam znajduje się kwiaciarnia. Od ponad dziesięciu lat jest ona prowadzona przez panią Katarzynę. Pani Kasia, dumna czterdziestoletnia florystka, pasjonatka kwiatów i artystka dorobiła się na swoim hobby. Codziennie odwiedza ją mnóstwo klientów licząc, że to właśnie ona skomponuje dla nich jakiś bukiet. Przychodzą i mężczyźni po kwiaty dla swoich pań i kobiety po kwiaty dla swoich panów. ...