Mam szczęście, że ma urodziny w
babie lato. Ten piękny okres uzmysławia mi jak ważne są pory roku. Ich wyjątkowość
przyczynia się do odczuwania różnych emocji. Spadające złote liście, ciepłe promienie
słońca szukające ujścia pomiędzy drzewami oraz wiatr, który łagodzi każdy ból sprawia,
iż sentyment wraca do mnie niczym bumerang. Wracając ze szkoły, tuląc się
jednocześnie w miły sweterek wracam wspomnieniami do przeszłości. A robię to
rzadko. Czasami się wzruszę, zwłaszcza, gdy na słuchawkach leci jedna z piosenek
Smith’a. Przypominam sobie stare przyjaźnie.
Zastanawiam się wtenczas co dana osoba w tej chwili robi. Może pije herbatę
czytając książki? Może biega gdzieś w parku? A może po prostu śpi? Tego się nie
dowiem. Jednak liczę, że cokolwiek czyni jest szczęśliwa. Mimo że poróżniły nas
niektóre wartości, to mam szczerą nadzieję, że udało jej się połączyć z kimś
kto posiada takie same.
Jest coś jeszcze co przyczynia
się do szczególnej faworyzacji jesieni przeze mnie. Może zabrzmi to
egoistycznie, ale... są to moje urodziny. Jestem ogromnie wdzięczna, że urodziłam
się w najpiękniejszy czas- jedenastego października. Centrum babiego lata. Jak
już kiedyś wspomniałam urodziny są genialną okazją do celebrowania. Uwielbiam
celebrować nie tylko swoje, ale i ludzi, którzy są dla mnie wyjątkowo istotni.
Rodzina, przyjaciele. Staram się by poczuli się szczególnie ważni tego dnia. Nie
wszyscy po czasie doceniają wysiłki. Niektóre osoby, dla których jest się w stanie
bardzo poświęcić nie są w stanie złożyć życzeń. Takich przyjaźni lepiej nie
wspominać. Nawet, gdy październikowa atmosfera do tego nakłania.
W tym roku nie chciałam wyprawiać
żadnej imprezy z okazji mojego święta. Postanowiłam zaprosić do domu tylko dwójkę
kumpli z klasy na miłe spotkanie. Obiad, odrobienie lekcji, pogawędki. Mój plan
na urodziny był nieskomplikowany. Rano wszystko płynęło zgodnie. Wystroiłam
się. Ułożyłam włosy i ruszyłam do
szkoły. Gdy do niej dotarłam zaskoczyło mnie, że nikt jeszcze z moich
przyjaciół nie złożył mi życzeń. Po drugiej lekcji założyłam słuchawki i włączając
moją „bday playlist” udałam się do sali lekcyjnej nr x. Nagle usłyszałam, że
ktoś mnie woła. Jeden, drugi raz. Chyba mi się nie przesłyszało? Odwracam się
za siebie a tam w pół okręgu moi przyjaciele śpiewają mi sto lat. Wspaniała piątka
trzymała wielkie srebrne pudełko obwiązane czerwoną wstążką. Byłam pod ogromnym
wrażeniem. Prezent okazał się idealny. Całe dwie kolejne przerwy go rozpakowywałam
(serio był ogromny). Na długiej przerwie zostałam zawołana na dziedziniec
szkolny, gdzie mój ziomeczek Puma (tak go nazwijmy) wręczył mi czerwono białą torebkę, w której znajdowała się książka i
lego. Mój zachwyt nie miał granic. Do końca lekcji telepała mną energia. Wracając
do domu z moimi kompanami zastanawialiśmy się co będziemy robić jak już przekroczymy
próg mojego mieszkania. Niestety wszystkie plany trafił szlak, gdyż w wejściu usłyszałam
dźwięk palącej się świeczki. Od razu pomyślałam, że rodzice postanowili zrobić
mi niespodziankę. Wyobraźcie sobie jakie było moje zdziwienie, gdy w korytarzu
ujrzałam trójkę przyjaciół z klubu. Nie
mogłam dowierzyć co się właśnie stało. Posłałam mamie wrogie spojrzenie mówiące
„I TY WIEDZIAŁAŚ I NIC MI NIE POWIEDZIAŁAŚ? NAWET ŻADNEJ ALUZJI?”. Mimo iż nie
lubię niespodzianek, to ta była jedyna w swoim rodzaju i dała mi ogrom
szczęścia. Wiedziałam już, że plan nierobienia imprezy nie wypalił, lecz tym
razem to nie przeze mnie. Jestem ogromnie wdzięczna, że otaczam się takimi ludźmi.
Cały wieczór dobrze się bawiliśmy. Urodziny uznaję za perfekcyjne. Prezenty również.
Nad wyraz trafione. Jednak najważniejsze było towarzystwo. Nazajutrz spotkała
mnie kolejna niespodzianka, ponieważ od znajomych dostałam dwa prezenty, co w
ogóle przeszło moje najmniejsze oczekiwania. Choć przyszło mi się zawieść na niektórych
przyjaźniach, to nie zapomnę moich siedemnastych urodzin. Nie chciałbym.
Teraz pozostało mi się cieszyć
ostatnim rokiem niepełnoletności.
Komentarze
Prześlij komentarz