Od zawsze twierdzę, że marzenia należy spełniać, a nie czekać, aby się spełniły. Przyznaję, iż jestem nieco niecierpliwa i rzadko daję sobie więcej czasu. Często udaje mi się osiągnąć cel dosyć szybko, co jest raczej powodem do dumy niżeli do wstydu. Niekiedy czas jest wyjątkowo potrzebny, wręcz zbawienny. Niektóre z marzeń spełniają się same i doszłam do tego gnębiącego mnie wniosku wczoraj w Filharmonii Bałtyckiej na Grupie Mocarta. Nowy program pt. „Wśród Gwiazd” był czymś czego potrzebowałam, aby z przytupem rozpocząć ferie zimowe. Pojawili się niczym spadające gwiazdy. Muzyka, a szczególnie błyskotliwość i kreatywność ujęły moje spragnione serce. Występ pełen konotacji muzycznych, aluzji, nie tylko politycznych, lecz i filozoficznych, a przede wszystkim literackich wzbogacał cały program. Notabene takie zabiegi nie powinny zadziwić nikogo, kto chociaż raz miał przyjemność bawić się na Grupie Mocarta. Ów rozmyślenie naszło mnie, gdy wychodząc z Filharmonii doszłam do wniosku, że marzenie pójścia ze wspaniałą dla mnie osobą spełniło się bez większego mojego wkładu. I oczywiście- zapewne były podjęte przeze mnie działania, które nieświadomie wpłynęły na ziszczenie się pragnienia. Jednak całość nie była przeze mnie zaplanowana. Będąc małą dziewczynką ogromnie chciałam by mój przyszły książę, chciał ze mną wychodzić na randki nie tylko do kina, lecz głównie do teatru czy filharmonii. Teraz mogę powiedzieć, że cieszę się, że nie podejmowałam żadnych kroków by spełnić to marzenie. Wbrew moim słowom, spełniło się ono same. I jest to pewnego rodzaju znak, że wszystko ma swoje miejsce i czas, i że niektóre rzeczy przyjdą same. Bez większego wysiłku. Natomiast nie chcę by ta myśl mną prowadziła. Chcę, aby była ona gdzieś z tyłu głowy, gdy będę próbowała za bardzo. Póki co przejmuję postawę Słowackiego- istoty nie biernej, lecz aktywnej. I niech tak pozostanie.
Dzisiaj trochę prywaty. Rozsiądźcie się. Wybrałam się dzisiaj do szkoły po odbiór świadectwa dojrzałości - wyników matur. Szczerze się przyznam, że zapomniałam już jak wygląda stres. Przez ten cały czas braku kontaktu ze szkołą nabrałam oddechu. Długo wyczekiwanej świeżości. Odpoczęłam, zrelaksowałam się, pracowałam i skupiłam na sobie. Nawet podczas Pucharu Świata nie odczuwałam tego stresu, jaki miałam właśnie dzisiaj. Wychodząc z pociągu i kierując się w stronę dawnego liceum, uświadomiłam sobie jeszcze bardziej, jak obciążona byłam wówczas bagażem stresu i frustracji podczas przygotowań do matury. Wpadłam w wir jakiegoś chorego maratonu nauki, presji, a przede wszystkim chęci dogodzenia bliskim, zapominając tak naprawdę o sobie. Choć ten czas miał swoje uroki, to nie wróciłabym do niego za żadne skarby. Zatraciłam siebie. Z biegiem czasu dostrzegam jak innym człowiekiem byłam - to mnie najbardziej przeraża. Słuchajcie swojego zdrowia. Ja tego nie zrobiłam. Wydawało mi się, że cią...
Komentarze
Prześlij komentarz