Po raz kolejny zawiódł się na
książce, którą akurat czytał. Styl literacki nieznanego mu dotąd pisarza okazał
się być mało bogaty, co jeszcze bardziej utwierdziło go w przekonaniu, że nie należy
ufać poleceniom z TikToka. Uznał, że czas dać sobie nauczkę. Może w końcu
powinien zacząć wypożyczać lektury z biblioteki zamiast dawać wciągać się w wir
konsumpcjonizmu? Obiecał sobie, że ten rok będzie inny i dotrzyma swojej
przysięgi. Pytanie na jak długo. Zamknął dzieło, po czym wyciągnął naładowany
telefon. Doszedł do wniosku, że przez ten cały pozytywny chaos związany z
przyjęciem na obóz nie sprawdził miejsca pobytu. Obeznał się jedynie ze
wstępnym planem zajęć. Wszedł na stronę internetową licząc, że uda mu się coś
jeszcze znaleźć. Tym razem się nie zawiódł. Miejscowość liczyła nie więcej niż
czternaście tysięcy mieszkańców. Oprócz podstawowych informacji dokopał się do ciekawostki,
która zdecydowanie wyróżniała docelowe miasto. Fenomen polegał na motywach samolotu
znajdujących się na terenie całego miasta. Samolot był symbolem tej
miejscowości, a wynikało to ze specyficznej legendy o zaginionym locie. Przeglądając
różne strony ostatecznie natknął się na artykuł opisujący pełną wersję legendy.
„Pewna kochająca się rodzina,
o wielkim sercu i rzadkiej odwadze wędrowała po świecie by znaleźć swoje miejsce
na ziemi. Żadne im nie odpowiadało. Szukali wśród zielonych lasów, błękitnych
jezior, piaszczystych plaż, lecz ani jedno nie zachwyciło ich w pełni. W końcu
natknęli się na puste, suche pole znajdujące się w centrum ciemnego lasu. Momentalnie
poczuli wyjątkową więź i szybko się osadzili. Niestety problemem był brak żywności
i potrzebnych surowców. Jedyne co ich ratowało to drewno, z którego zbudowali
chatę. Niestety głód okropnie im doskwierał. Nie napotkali się ani na sarnę ani
na małego zająca. Wydawało się, że nikt nie chciał tego opuszczonego miejsca. Mimo
to rodzina nie zamierzała się poddać. Najstarszy z trzech synów zbudował z
drewna samolot. Niestety nie chciał on latać. Zdołowany usiadł na kamieniu. Próbował
wykoncypować sposób by wprawić w ruch maszynę, dzięki której mógłby wypatrzyć z
góry zwierzynę. Nagle spadł pierwszy deszcz, o który tak bardzo rodziną się modliła.
Nieoczekiwanie samolot zaczął się powoli unosić. Chłopak wstał i zaczął biec do
maszyny. Wsiadł błyskawicznie za stery wołając do oddalającego się domku: „Mamo,
tato, bracia!! Widzicie mnie?! To ja! Teraz już nie musicie cierpieć z głodu! Zobaczcie,
ile deszczu przywołuje mój samolot, zobaczcie, jak plony rosną! Udało się,
udało! Co roku będę was obdarowywał silnymi opadami byście już nigdy nie
musieli być głodni. Nie czekajcie na mnie! Żyjcie swoim najlepszym życiem, może
kiedyś wrócę!”. Dzięki synowi i jego magicznemu samolotowi co roku spadał bogaty
deszcz, który sprawiał, że coraz więcej osób decydowało się na zamieszkanie
tego terytorium. Nie brakowało żywności, a owe miejsce przyciągało do siebie ludzi
z różnych rejonów. Szybko utworzyła się nowa społeczność. Nie minęło wiele
czasu by lasy zostały wycięte, a na ich miejscu wybudowano domy. Zostało jedynie
pole, które po dziś dzień budzi nie tylko niepokój, lecz i zaciekawienie. Mówią,
że spełni się najskrytsze marzenie temu, kto zobaczy pilota i jego magiczny
samolot. Dotąd jeszcze nikomu nie udało się ich dostrzec.”
-Całkiem imponujące – wymruczał Adaś.
Spojrzał na Normę. Pogrążona w głębokim śnie nie dawała oznak życia. Pomyślał,
że już zaraz będzie musiał ją obudzić, gdyż na horyzoncie dostrzegał wielkie,
rażące logo jakiejś stacji benzynowej. Nagle usłyszał jak kierownik obozu mówi
przez mikrofon.
-Moi drodzy. Za chwilę dojeżdżamy
na postój. Proszę się przygotować, zabrać potrzebne rzeczy, ponieważ będzie możliwość
zjedzenia ciepłego posiłku. I uprzedzę pytania, nie, nie będzie to wasz
ulubiony McDoland’s. Przypomnę wam, że istnieje jedzenie inne i o wiele zdrowsze
niż fastfoody.
Ktoś z tyłu w ramach żartu krzyknął:
„Dobrze, że się pan nawrócił!”. Adaś od razu poznał głos kolegi. Zażenowany jego
poziomem, po prostu odwrócił się i rzucił mu krzywe spojrzenie. Musiało go przygasić,
gdyż już więcej nic nie powiedział. Adam miał w sobie specyficzną charyzmę, która
jak gdyby wydobywała się przez oczy. Jego spojrzenie było piorunujące za każdym
razem, gdy tego chciał. Nikt nie wiedział dlaczego tak się dzieje. Ponoć oczy pokazują
jak wiele się przeszło. W tym przypadku tragedia to zbyt nienasycone słowo. Dużo
osób spekulowało na temat tego nadzwyczajnie spokojnego chłopaka. Nigdy nie zdarzyło
mu się wybuchnąć gniewem. Trzymał emocje na wodzy. Dominował w nim głęboki spokój,
lecz mimo to przy Normie emocje mimowolnie się uwalniały, przez co czuł się
wysoce szczęśliwy. Być może dzięki tej swobodzie i zaufaniu tak dobrze im się
układało. Jednak nawet Norma nie wiedziała, dlaczego oczy Adama budziły postrach
i dyscyplinę. Na nią to nie działo, ale każdy inny wspominał o tym jako o czymś
osobliwe dziwnym.
Wjeżdżali akurat na parking, więc
postanowił powoli wybudzić Normę.
-Ej, gwiazdo moja, już jesteśmy. Wstawaj.
-Już? – przeciągnęła się niewyraźnie.
– Nie zgadniesz co mi się śniło!
-Zaraz mi opowiesz. Jestem trochę
głodny, zjemy coś?
-A wiesz, że tak? Zjadłabym takiego
dobrego Drwala. Chyba, że już go wycofali.
-Nie tym razem. Szanowny
kierownik Krzychu postawił na jakąś domową restaurację.
-Ah, no w porządku. Pierogi nie byłyby
takim złym pomysłem. W zasadzie, to nawet wydają się być znacznie lepszą opcją.
Dawno nie jadłam takich rarytasów. Cholera! Już nie mogę doczekać się jak ci
opowiem. Dawno mi się takie rzeczy nie śniły – podekscytowała się niczym małe
dziecko. Bez dwóch zdań należała do osób energicznych. Non stop potrafiła się z
czegoś cieszyć, a jej wdzięczność z byle drobiazgów była nie do opisania.
-Uwierz, że ja też mam coś co cię
zaciekawi. Może nawet bardziej… .
Komentarze
Prześlij komentarz