Przejdź do głównej zawartości

LO(S)T - Rozdział 4

 

Hej!

Pamiętasz ten obskurny hotel? Szary, lecz urokliwy. Zupełnie inny niż przedstawiano go na zdjęciach w Internecie. Trzypiętrowy budynek posiadający małe okienka ozdobione, a może nawet oszpecone firankami w odcieniu écru. Choć z daleka przypominał dom rodem wyjęty z horroru, to w środku miało się wrażenie pobytu u bogatego wuja, którzy dożywał stu lat. Bordowa wykładzina witała gości już na korytarzu. Nieznane większości obrazy powieszone na ścianach budziły ciekawość. Myślałam, że się załamie jak nie potrafiliśmy znaleźć autora jednego z dzieł. To było całkiem zabawne. Drewniane meble vintage idealnie wpasowywały się w klimat tego nadzwyczajnego miejsca. Wszystko pachniało tak…inaczej.  Jestem pewna, że ten ciężki zapach kadzideł, lawendy i drewna unoszący się w powietrzu zostanie mi w pamięci do dziś. Zdecydowanie żadne dotąd odwiedzone przeze mnie miejsce nie mogło się nim zaszczycić. Do teraz nie mogę zapomnieć, jak znaleźliście z chłopakami zdechłą mysz w sali konferencyjnej. Matko, to był straszne! Uwierz, że powtórzyłabym nawet te najdziwniejsze rzeczy, no może prawie wszystkie….

Ty jeszcze o tym nie wiedziałeś, ale mimo wszystko chciałabym podzielić się z Tobą tą historią. Często potrzebowałam odpoczynku od otaczającej mnie rzeczywistości. Rozumiałeś to, co bardzo mnie cieszyło. W końcu znaliśmy się na tyle długo, że wiedziałeś, iż nie było to byle obrażanie się, lecz pewnego rodzaju ucieczka od świata. W wieczór przyjazdu zeszłam do salonu. Ubrana w różowe dresy wtopiłam się w przytulny fotel kładąc na kolana grubą książkę Marii Dąbrowskiej. O ile dobrze pamiętam był to tom pierwszy jej klasycznej powieści „Noce i dnie”. Natomiast zanim zaczęłam zagłębiać się w fabułę, zatrzymałam się i trochę zamyśliłam nad nami. Kominek przede mną, podobnie jak puszysty dywan pod stopami ogrzewał nie tylko moje ciało, lecz i duszę. Mogę z całą pewnością i pełnym przekonaniem stwierdzić, że poniekąd pobudził mnie do refleksji. Atmosfera nie pozwoliła mi odejść od wspomnień. Na celownik obrałam sobie nasze wyjścia na łyżwy. Jedyna rozrywka, która nigdy by mi się nie znudziła. Wybieraliśmy ją za każdym razem, gdy tylko nie wiedzieliśmy na co się owego dnia zdecydować. Wcale mi to nie przeszkadzało! Łyżwy, podobne do wrotek latem pozwalały mi odetchnąć, a z Tobą było to o wiele prostsze. Zawsze przed wyjazdem pakowałam białe łyżwy, które moje mama kupiła mi na święta Bożego Narodzenia. Dopiero z czasem doceniłam jak piękny, oryginalny i praktyczny był to prezent. Wybranie stylizacji było trudniejsze niż się spodziewałam, a w dodatku zajmowało mnóstwo czasu. Finalnie nie byłam w stu procentach zadowolona z efektu, co może powinno mnie wtedy uświadomić, że nic nigdy nie będzie perfekcyjne. Natomiast Ty zawsze mnie podbudowywałeś i mimo pewności siebie jaką posiadam, to Twoje uznanie bardzo mi pomagało. Życzę każdej dziewczynie by dostała od swojego chłopka taką akceptację, jaką otrzymałam ja. Co mnie zawsze rozbawiało, to piosenki świąteczne puszczane w lutym. Nie wiem, czy kierownicy lodowiska utworzyli tylko jedną playlistę na cały sezon? Wszak miało to swój niepowtarzalny urok, podobnie jak muzyka z lat siedemdziesiątych. Abba królowała na głośnikach. Zapewne wybrana dla kobiet czterdzieści plus, które chętnie wspominały swoje lata młodości i świetlności. Kto wie, może ów świetlność jeszcze im nie minęła. Mam nadzieję, że w ich wieku też będę miała taką ochotę jeździć na łyżwy, jaką miałam wtedy z Tobą. Trzymaliśmy się za ręce, a czasami jeździliśmy osobno i było to po prosu wspaniałe. Doceniałam, że miałam czas pouczyć się piruetów, które robiły na mnie ogromne wrażenie u innych. Choć wiedziałam, że raczej nie dojdę do poziomu osób jeżdżących w centrum lodowiska, to nie było to powodem by nie umieć nic. O ile mój mózg mnie nie oszukuje, to Ty też posiadałeś zdolność do szybkiego uczenia się. Błyskawicznie poradziłeś sobie ze stroną techniczną. Zdecydowanie dłużej należało popracować nad gracją, lecz jestem pewna, że z cierpliwością i to wyszłoby Ci wzorowo. O! Być może to nie do końca poprawne i nie powinnam być z tego teraz dumna, ale śmianie się z wywracających się osób dawało mi pewną satysfakcję. Wyjątkowo mnie bawiło, co było dodatkowym powodem by wybierać lodowisko zamiast na przykład kina. Natomiast jeszcze bardziej uwielbiałam się śmiać, gdy potykałam się ja. Mimo że ubolewały na tym moje łokcie i kolana, to własne upadki powodowały uśmiech na twarzy i motywowały by nauczyć się jeździć lepiej, zwinniej, niekoniecznie ostrożniej. Szosując wspólnie czasami planowaliśmy przyszłość, co uwielbiałam. Dawało mi to ogromne poczucie stałości. Skrycie marzyłam o tym, by za kilkanaście lat znowu móc cieszyć się Twoim towarzystwem w tym miejscu. Trochę żałuję, że Ci tego nie powiedziałam, choć to może nawet i lepiej…

Takie wspomnienie naszło mnie przed otwarciem książki. Pamiętam, że w głębi czułam się niezwykle wdzięczna, że Wszechświat zesłał mi takiego człowieka jakim jesteś Ty. Jedynym w swoim rodzaju chłopakiem, a przede wszystkim niezastąpionym przyjacielem. Nigdy nie odeślę w niepamięć sentencji, która naszła mnie niczym duch starego obiektu w jakim akurat przebywałam: „Być może jest to tylko licealna miłostka, lecz jeśli istnieje cień szansy, że to coś więcej, to ja nie chcę tego spieprzyć”. Jak sam wiesz, życie potrafi być okrutnie przewrotne…

Na zawsze

Twoja Gwiazda




 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Drodzy Czwartoklasiści...

Dzisiaj trochę prywaty. Rozsiądźcie się. Wybrałam się dzisiaj do szkoły po odbiór świadectwa dojrzałości - wyników matur. Szczerze się przyznam, że zapomniałam już jak wygląda stres. Przez ten cały czas braku kontaktu ze szkołą nabrałam oddechu. Długo wyczekiwanej świeżości. Odpoczęłam, zrelaksowałam się, pracowałam i skupiłam na sobie. Nawet podczas Pucharu Świata nie odczuwałam tego stresu, jaki miałam właśnie dzisiaj. Wychodząc z pociągu i kierując się w stronę dawnego liceum, uświadomiłam sobie jeszcze bardziej, jak obciążona byłam wówczas bagażem stresu i frustracji podczas przygotowań do matury. Wpadłam w wir jakiegoś chorego maratonu nauki, presji, a przede wszystkim chęci dogodzenia bliskim, zapominając tak naprawdę o sobie. Choć ten czas miał swoje uroki, to nie wróciłabym do niego za żadne skarby. Zatraciłam siebie. Z biegiem czasu dostrzegam jak innym człowiekiem byłam - to mnie najbardziej przeraża. Słuchajcie swojego zdrowia. Ja tego nie zrobiłam. Wydawało mi się, że cią...

11 przyjemności jesieni

Dzisiaj przydarzyła się rzecz niespodziewana. Tak jak nie przewidziałabym pieczonej dyni na obiad czy nieznajomego pukającego do drzwi mojego domu, tak nie przewidziałam tego co stało się tego wieczoru. Wstałam wcześniej. Tak mam w zwyczaju i robię to niezależnie od tego czy jest rok szkolny, akademicki czy trwają wakacje. Choć to pewnie już wiecie. Wykonałam swoje obowiązki, nie omijając czarnej kawy na śniadanie i porannej pielęgnacji. Nic podczas wykonywania tych czynności, nie wskazywałoby na dzisiejszą niespodziankę. Jednak… wspominając nieco poranek, mogłabym wyodrębnić jedno, pewne niepokojące zjawisko. Mianowicie było mi zimno. Latem. Dziwne, prawda? Stąd też, dopóki, dopóty nie wyszłam na zewnątrz, po domu zamiast w różowej halce chodziłam w szlafroku i grubych skarpetach. Nie wzbudziło to moich podejrzeń przez cały dzień. Wszystko zmieniło się, gdy pojechałam na trening. Spakowałam cały ekwipunek i zaprosiłam do siebie moją przyjaciółkę, byśmy po wypitej mrożonej kawie po...

A Ty, jakim kwiatem jesteś?

  Dzisiaj proszę, zostańcie na ganku. Poczekajcie chwilę. Ja w tym czasie ubiorę swoje ocieplane buty i zamiast zapraszać Was tradycyjnie do mojego internetowego salonu, zabiorę Was na krótki, jesienny spacer. Jak zapewne zauważyliście, pogoda bardzo nam sprzyja, bowiem za nami najcieplejszy wrzesień w historii pomiarów. Liście powoli zaczęły się rumienić, co jak już wiecie, naprawdę napawa mnie optymizmem. Okoliczności wręcz zmusiły mnie, by zaprowadzić Was do pięknego i pełnego uroku miejsca. Zdążyłam już rozbudzić Waszą ciekawość? Niedaleko mojego drewnianego domku, do którego zawsze Was zapraszam znajduje się kwiaciarnia. Od ponad dziesięciu lat jest ona prowadzona przez panią Katarzynę. Pani Kasia, dumna czterdziestoletnia florystka, pasjonatka kwiatów i artystka dorobiła się na swoim hobby. Codziennie odwiedza ją mnóstwo klientów licząc, że to właśnie ona skomponuje dla nich jakiś bukiet. Przychodzą i mężczyźni po kwiaty dla swoich pań i kobiety po kwiaty dla swoich panów. ...