Hej!
Pamiętasz ten obskurny hotel? Szary,
lecz urokliwy. Zupełnie inny niż przedstawiano go na zdjęciach w Internecie. Trzypiętrowy
budynek posiadający małe okienka ozdobione, a może nawet oszpecone firankami w
odcieniu écru. Choć z daleka przypominał dom rodem wyjęty z horroru, to w
środku miało się wrażenie pobytu u bogatego wuja, którzy dożywał stu lat. Bordowa
wykładzina witała gości już na korytarzu. Nieznane większości obrazy powieszone
na ścianach budziły ciekawość. Myślałam, że się załamie jak nie potrafiliśmy znaleźć
autora jednego z dzieł. To było całkiem zabawne. Drewniane meble vintage idealnie
wpasowywały się w klimat tego nadzwyczajnego miejsca. Wszystko pachniało tak…inaczej.
Jestem pewna, że ten ciężki zapach kadzideł,
lawendy i drewna unoszący się w powietrzu zostanie mi w pamięci do dziś. Zdecydowanie
żadne dotąd odwiedzone przeze mnie miejsce nie mogło się nim zaszczycić. Do teraz
nie mogę zapomnieć, jak znaleźliście z chłopakami zdechłą mysz w sali konferencyjnej.
Matko, to był straszne! Uwierz, że powtórzyłabym nawet te najdziwniejsze
rzeczy, no może prawie wszystkie….
Ty jeszcze o tym nie wiedziałeś,
ale mimo wszystko chciałabym podzielić się z Tobą tą historią. Często potrzebowałam
odpoczynku od otaczającej mnie rzeczywistości. Rozumiałeś to, co bardzo mnie
cieszyło. W końcu znaliśmy się na tyle długo, że wiedziałeś, iż nie było to
byle obrażanie się, lecz pewnego rodzaju ucieczka od świata. W wieczór przyjazdu
zeszłam do salonu. Ubrana w różowe dresy wtopiłam się w przytulny fotel kładąc
na kolana grubą książkę Marii Dąbrowskiej. O ile dobrze pamiętam był to tom
pierwszy jej klasycznej powieści „Noce i dnie”. Natomiast zanim zaczęłam zagłębiać
się w fabułę, zatrzymałam się i trochę zamyśliłam nad nami. Kominek przede mną,
podobnie jak puszysty dywan pod stopami ogrzewał nie tylko moje ciało, lecz i
duszę. Mogę z całą pewnością i pełnym przekonaniem stwierdzić, że poniekąd pobudził
mnie do refleksji. Atmosfera nie pozwoliła mi odejść od wspomnień. Na celownik
obrałam sobie nasze wyjścia na łyżwy. Jedyna rozrywka, która nigdy by mi się
nie znudziła. Wybieraliśmy ją za każdym razem, gdy tylko nie wiedzieliśmy na co
się owego dnia zdecydować. Wcale mi to nie przeszkadzało! Łyżwy, podobne do
wrotek latem pozwalały mi odetchnąć, a z Tobą było to o wiele prostsze. Zawsze przed
wyjazdem pakowałam białe łyżwy, które moje mama kupiła mi na święta Bożego
Narodzenia. Dopiero z czasem doceniłam jak piękny, oryginalny i praktyczny był
to prezent. Wybranie stylizacji było trudniejsze niż się spodziewałam, a w
dodatku zajmowało mnóstwo czasu. Finalnie nie byłam w stu procentach zadowolona
z efektu, co może powinno mnie wtedy uświadomić, że nic nigdy nie będzie
perfekcyjne. Natomiast Ty zawsze mnie podbudowywałeś i mimo pewności siebie jaką
posiadam, to Twoje uznanie bardzo mi pomagało. Życzę każdej dziewczynie by dostała
od swojego chłopka taką akceptację, jaką otrzymałam ja. Co mnie zawsze
rozbawiało, to piosenki świąteczne puszczane w lutym. Nie wiem, czy kierownicy
lodowiska utworzyli tylko jedną playlistę na cały sezon? Wszak miało to swój
niepowtarzalny urok, podobnie jak muzyka z lat siedemdziesiątych. Abba
królowała na głośnikach. Zapewne wybrana dla kobiet czterdzieści plus, które
chętnie wspominały swoje lata młodości i świetlności. Kto wie, może ów świetlność
jeszcze im nie minęła. Mam nadzieję, że w ich wieku też będę miała taką ochotę jeździć
na łyżwy, jaką miałam wtedy z Tobą. Trzymaliśmy się za ręce, a czasami jeździliśmy
osobno i było to po prosu wspaniałe. Doceniałam, że miałam czas pouczyć się
piruetów, które robiły na mnie ogromne wrażenie u innych. Choć wiedziałam, że
raczej nie dojdę do poziomu osób jeżdżących w centrum lodowiska, to nie było to
powodem by nie umieć nic. O ile mój mózg mnie nie oszukuje, to Ty też posiadałeś
zdolność do szybkiego uczenia się. Błyskawicznie poradziłeś sobie ze stroną
techniczną. Zdecydowanie dłużej należało popracować nad gracją, lecz jestem
pewna, że z cierpliwością i to wyszłoby Ci wzorowo. O! Być może to nie do końca
poprawne i nie powinnam być z tego teraz dumna, ale śmianie się z wywracających
się osób dawało mi pewną satysfakcję. Wyjątkowo mnie bawiło, co było dodatkowym
powodem by wybierać lodowisko zamiast na przykład kina. Natomiast jeszcze
bardziej uwielbiałam się śmiać, gdy potykałam się ja. Mimo że ubolewały na tym
moje łokcie i kolana, to własne upadki powodowały uśmiech na twarzy i motywowały
by nauczyć się jeździć lepiej, zwinniej, niekoniecznie ostrożniej. Szosując wspólnie
czasami planowaliśmy przyszłość, co uwielbiałam. Dawało mi to ogromne poczucie
stałości. Skrycie marzyłam o tym, by za kilkanaście lat znowu móc cieszyć się Twoim
towarzystwem w tym miejscu. Trochę żałuję, że Ci tego nie powiedziałam, choć to
może nawet i lepiej…
Takie wspomnienie naszło mnie
przed otwarciem książki. Pamiętam, że w głębi czułam się niezwykle wdzięczna, że
Wszechświat zesłał mi takiego człowieka jakim jesteś Ty. Jedynym w swoim rodzaju
chłopakiem, a przede wszystkim niezastąpionym przyjacielem. Nigdy nie odeślę w
niepamięć sentencji, która naszła mnie niczym duch starego obiektu w jakim akurat
przebywałam: „Być może jest to tylko licealna miłostka, lecz jeśli istnieje
cień szansy, że to coś więcej, to ja nie chcę tego spieprzyć”. Jak sam wiesz, życie
potrafi być okrutnie przewrotne…
Na zawsze
Twoja Gwiazda
Komentarze
Prześlij komentarz