Para zdążyła być w szpitalu o
wyznaczonym przez nadzorującego lekarza czasie. Minimalnie obawiali się
studenckiego spóźnienia, lecz ostatecznie nie zezłościli nikogo będąc
niepunktualnymi. Obojgu ten wyjątkowy wieczór zostanie na długo w pamięci.
Żadne z nich nigdy nie było równie szczęśliwe. Byli żywym dowodem na to, że
okoliczności potrafią być jedynie szczegółem. Licealna miłostka zamieniła się w
miłość i oboje byli co do tego przekonani. Nauczyli się od siebie wiele i każde
z nich dojrzało. Na mnóstwo zdarzeń nie patrzeli
tak samo. Wspomnienia poprzednich przyjaźni i związków utkwiły im w głowie jako
coś nowego- sentyment. Nigdy przedtem nie spojrzeli na istotne kwestie w ten
sposób. Teraz zaczęli bardziej rozumieć swoje emocje, odczucia, uczucia i
potrzeby. Patrycja i Jerzy czuli już pełny spokój. Nuta niepokoju związana z
odrzuceniem minęła, odpłynęła w nieznane. Nie było między nimi większego
skrępowania jak na początku. Swoboda zagościła w ich relacji na stałe. Nie
obawiali się zerwania, gdyż wiedzieli, że są dla siebie wszystkim, a jedyne co
może ich rozdzielić to śmierć.
Jura wrócił szczęśliwy do szkoły.
Podczas rutynowej drogi oglądał głównie domy. Śnieg już topniał, a jednak
niektórzy ludzie w ogródkach próbowali postawić na nogi urocze bałwany będące
już rozpadającymi się kulami. Ten widok wydawał się co najmniej śmieszny, lecz
Jura zastanowił się nad tym przez moment. Przyszła mu myśl o braku trwałości
czegokolwiek. Wszystko z czasem topnieje. Należy zadać sobie pytanie czy warto
walczyć? Mimo iż w liceum nie ujrzy przez następne kilka tygodni Pati, to wszak
nie był tym faktem przygnębiony. Rozpisał wraz z lekarzem plan odwiedzin
Patrycji i co jakiś czas po lekcjach przychodził do niej. Czasami niósł róże, a
czasami tylko swoją pozytywną energię. Dzisiaj po lekcjach miał zamiar wsiąść w
pociąg i pędem udać się do najlepszej przyjaciółki i dziewczyny w jednym.
Wszedł do klasy cały w skowronkach. Usiadł przy oknie i po rozpakowaniu
przyborów wpatrywał się w okno. Za szybą dojrzał latające bure ptaki. Ćwierkały,
a swoim optymizmem zarażały otoczenie. Zgodnie z harmonogramem zajęć miał
rozpoczynać dzień matematyką. Na szczęście przez jego nieobecność nic nie
zostało zmienione. Nauczycielka a zarazem wychowawczyni przekroczyła próg
klasy. Stanęła na środku sali splatając szczupłe dłonie.
-Kochani, mam dla was wieści.
Zrobimy sobie godzinę wychowawczą – usiadła przy biurku i kontynuowała- Jak
wiecie Patrycja choruje na białaczkę. Jeśli możecie dajcie jej jak najwięcej
wsparcia. Jura, słyszałam o tym co się stało. Nie martw się, ból kiedyś minie.
Jak będziesz chciał porozmawiać to będę czekała na przerwie.
Jerzy wydawał się skonsternowany.
-Dobrze, Profesor- serce na
chwilę mu się zatrzymało. Już wiedział, że coś jest nie tak. Z trudem doczekał
się końca lekcji.
Zanim podszedł do nauczycielki
przed nim stanęli chłopcy.
-Jura, wiem, że się nie lubimy,
ale to co ci teraz powiem jest wyłącznie moją szczerą intencją i nie chcę cię skrzywdzić- Mateusz grał
niczym Leonardo DiCaprio w Wilku z Wallstreet- jako kolega z klasy muszę
ci coś powiedzieć, gdyż wiem, że każdy zasługuje na szacunek- spojrzał
litościwie. Chłopaki otaczający go, również próbowali zachować powagę.
-To delikatny temat, lecz nie
możemy dłużej zwlekać. Zbyt nas to gryzie. Pozwól, że powiem to wprost. Natomiast
błagam cię, spróbuj na ile to możliwe zachować spokój. Otóż Patrycja nie jest
tym, za kogo ją uważasz.
-Co ty…co ty bredzisz. Normalny
jesteś?
-Daj mi skończyć. Powiem ci i
odejdę. Nie mam zamiaru się wtrącać, chcę mieć tylko czyste sumienie. Patrycja
wcale nic do ciebie nie czuje. To od początku była tylko gra, w którą ją
wkręciliśmy. Teraz oczywiście żałujemy. Jednak ona wykorzystała cię byśmy mogli
się trochę pośmiać z twojej desperacji i samotności. Patrycja to wrażliwa
dziewczyna, sam wiesz. Nietrudno było nią lekko pokierować, zwłaszcza, że
potrzebowała przyjaciół trafiając do naszej klasy. Wszystko było ukartowane.
Przykro mi Jerzy. Dziewczyny ci to potwierdzą. One też wiedziały. – poklepał go
w ramię, po czym obrócił się i wraz z kolegami wyszedł z klasy. Stojące
nieopodal koleżanki Patrycji tylko pokiwały z żalu głową.
Chłopakowi zatrzymał się czas.
Zatrzymało się bicie serca, zatrzymały się uczucia, zatrzymało się wszystko. W
tym momencie dusza opuściła jego ciało. Od razu popadł w marazm. Uwierzył w
naginaną prawdę i dodane kłamstwa Mateusza i spółki. Krzyczał on tak głośno, że
nikt nie usłyszał. Jedyne co w nim zostało to bezsilność. Łzy nie leciały, nie
potrafił wydobyć z siebie żadnych emocji. Zbladł momentalnie. Zabrakło mu myśli
by przeanalizować co się właśnie stało. Jak osoba, którą kochał całym sercem,
za którą byłby w stanie skoczyć w ogień nagle okazała się być manipulatorką. To
nie miało sensu! Oddał jej całego siebie, a ona to perfidnie wykorzystała! Czyżby zaszła tak daleko, że bała siew
wycofać? Nikt go tak nie zranił, nic go tak nie zniszczyło. Wstał i bez słowa
wyszedł z klasy. Pobiegł do domu, w chaosie rozwalając wszystko co stanęło mu
na drodze. Usiadł przy biurku. Wyrwał z zeszytu kartkę i napisał na niej:
„Chciałbym, żeby ktoś pokochał
Ciebie tak jak ja. Wiem, że bardziej nie potrafiłem i jeśli dla Ciebie było to
za słabo- przepraszam. Odmieniłaś moje życie, nikt i nic nie było w stanie
nigdy tego zrobić. Na nowo spojrzałem na świat. Przez te kilka miesięcy stał
się on dla mnie niebem. Dziękuję Ci za to. Szkoda, że było to tylko złudzenie.
Na mnie już czas Patrycja.”
Zgiął kartkę na pół i
zaadresował: „Patrycja”. Wziął pierwszą pamiątkę od Patrycji- fioletowe spinki,
które nadal spoczywały na jego biurku. Spiął nimi kartkę tak by się nie
otwierała. Schował ją do kieszeni, po czym sprawdził w Internecie rozkład
pociągów. Następny pociąg jadący w kierunku szpitala Patrycji miał odjechać za
piętnaście minut. Wiedział, że jak się pośpieszy to zdąży. Chodniki były całe w
błocie, lecz dla Jury nie miało to żadnego znaczenia. Nic już nie miało. Serce
zamarzło, mimo że temperatura była dodatnia. Na peron dobiegł nieco szybciej
niż się spodziewał. Dookoła niego stali ludzie, którzy ze zniecierpliwieniem
spoglądali raz po raz na zegarek. Wszyscy o czymś myśleli, coś robili.
Niektórzy siedzieli na ławce czytając książkę. Byli też tacy, którzy szczerzyli
się do świecących prostokątów. Poszczególni słuchali piosenek na słuchawkach.
Może był to heavy metal albo nowe utwory najpopularniejszych artystów? On
natomiast wyróżniał się. W jego głowie grała cisza, pustka. Stał wpatrzony w
dal. W końcu wyszedł z transu i podszedł do mężczyzny stojącego obok. W dłoni
trzymał niebieski termos. Głowę zdobił mu bordowy kapelusz, a płaszcz sięgał aż
do czarnych jak smoła kozaków.
-Przepraszam pana bardzo, mam
nietypową prośbę…
-Tak, słucham pana- uśmiechnął
się zmieszany.
-Mógłby pan to potrzymać? - Jerzy
wygrzebał z kieszeni list- nie mogę czegoś znaleźć- skłamał.
-Jasne- zgodził się nieznajomy.
Gęsta mgła nie utrudniała nikomu
ujrzenia nadjeżdżającej potężnej maszyny. Była to stacja oddalona o kilkanaście
kilometrów od poprzedniej, stąd rozpędzony pociąg musiał ostro hamować. Wszyscy
nagle, jakby przebudzeni zbliżyli się do krawędzi platformy. Ustawiali się, by
po zatrzymaniu się pociągu rozpocząć wyścig do drzwi. Każdy miał zamiar wejść
jako pierwszy. Miejska kolej z impetem wjechała na tor drugi. Jerzy podszedł
nieco bliżej niż inni. Rozejrzał się, po czym skoczył prosto pod pociąg.
Wszyscy, łącznie z osobami mającymi w uszach słuchawki usłyszeli okropny mlask.
Ktoś w oddali zaczął krzyczeć, płakać. Nikt już nigdy nie wymaże tego widoku z
pamięci tych niewinnych ludzi. Szczególnie mężczyźnie trzymającemu w ręce list.
Ujrzał on martwy wzrok Jerzego, któremu dusza umarła przedtem, teraz tylko
przyszedł czas na ciało.
Komentarze
Prześlij komentarz