Najnowszy podcast Okuniewskiej pt.
„Oczekiwania” zainspirował mnie do napisania tego wpisu. Okuniewska poruszyła
temat wymagań. Wymagań głównie do siebie. Z tej racji, iż bardzo utożsamiam się
z tym co owa podcasterka wyznała, chętnie poruszę ten temat, lecz ze swojej perspektywy.
Od zawsze miałam do siebie
wysokie wymagania, które miały zaspokoić moje, niekiedy chore, ambicje. Zazwyczaj
zaczynało się niewinnie. Posłużę się przykładem ubioru do szkoły. Na samym
początku, w pierwszej klasie liceum, kiedy mój styl nie był jeszcze tak bardzo
rozwinięty, ubierałam się tak, abym wychodząc z domu być z siebie zadowolonym. Z
czasem polubiłam wstawanie jeszcze wcześniej by tworzyć outfity, które były
coraz częściej doceniane nie tylko przez uczniów, ale i nauczycieli. Szybko zyskałam
przydomek gwiazdy szkoły. Czy zasłużenie? Lubiłam to. Nadal to lubię. Natomiast
w drugiej klasie zauważyłam problem, gdy nie byłam w stanie przyjść do szkoły w
„zwykłych” ubraniach. Moja bariera psychiczna
nie pozwalała na to by ubrać się zwyczajnie, standardowo np. w dresy. Czasami
nie miałam ochoty na to by poświęcać więcej czasu na ubiór. Wynikało to często
ze zmęczenia i braku czasu oraz natłoku obowiązków. Czułam wtedy wyrzuty sumienia.
Nie chciałam zawieść siebie, ludzi, którzy czekają by zobaczyć moją nową kreację.
Prawdopodobnie hiperbolizowałam ową sytuację. Natomiast wtenczas nie potrafiłam
sobie tego wytłumaczyć, że to okay, kiedy mam ochotę ubrać to co szafa wyrzuci z
siebie danego dnia. Brakowało mi wyrozumienia do samej siebie. Przypuszczam, że
nie chciałam splamić wyrobionej renomy. Moje ambicje zamiast rozwijać, zatrzymywały
mnie.
Aż nadszedł dzień, gdy
wytłumaczyłam sobie, że cały ten tok myślenia nie jest poprawny, i że takie wymagania
odbierają mi kontrolę oraz przyjemność z ubioru. Smykałka do mody nie zniknie
nagle, gdy zdecyduję włożyć na siebie coś mniej flamboyant. Zrozumiałam, że tworzyłam
kreacje, bo sprawiało mi to przyjemność, bo CHCIAŁAM. To stanowiło sens. Skoro więc
robię coś z przymusu, z jakiejś racji, to traci to automatycznie swą ideę. Uświadomiłam
sobie, że przecież od zawsze robię coś z chęci, a nie z przymusu. Indywidualizm
to moje drugie imię. Z tego względu obiecałam sobie, że skoro to ja mam władzę
nad swoim stylem życia, to ja będę decydować, czy mam CHĘĆ stworzenia kreacji
czy też nie. Zauważcie, że często nasze przyjemności stają się przymusem. Wynika
to często, jak w moim przypadku, z ambicji oraz wymagań. Czasami z rutyny. Warto
wtedy się zatrzymać. Zadać sobie pytanie o sens czynności i przypomnieć sobie,
dlaczego to robimy, dlaczego zaczęliśmy. Myślę, że to ważne.
Tak samo jak ważna jest wyrozumiałość
dla siebie, ale i też dla innych. Często wymagania do siebie przekładają się na
wysokie wymagania do innych. Nierzadko psuje to relacje z osobami, na których
nam w jakiś sposób zależy. Zdecydowanie należy uświadomić sobie, że każdy z nas
ma różne ambicje, różne priorytety, inny stosunek do życia. I że nie każdy
myśli tak samo. To jest właśnie piękne, różnorodność. Z tego względu sądzę, że spróbowanie
zrozumienia i akceptacji inności drugiej osoby nie zaszkodzi. Wręcz przeciwnie.
Uważam, że może ułatwić nam public relations.
Obecnie nadal ubieram się (wg.
mnie) dosyć ekstrawagancko. Są jednak dni, kiedy mam ochotę odpuścić i przyjść
do szkoły w zupełnym nieładzie. Bo mam na to ochotę i mam taką potrzebę. Staram
się zaakceptować to, że nie zawsze muszę wyglądać tak jak sobie zaprojektowałam
w głowie. Jest to bardzo trudne, lecz na dłuższą metę ułatwia mi życie. Ponadto
zauważyłam, że dzięki wyrozumiałości dla samej siebie, jestem wyrozumiała dla
innych. Bez dwóch zdań pomaga to w tworzeniu zdrowych relacji. Dostrzegłam
również, że ku zaskoczeniu wyrozumiałość dla siebie napędza moją ambicję. Pozwala
mi na jeszcze większy samorozwój. I to jest klucz do moich drzwi autonomii. Tym
oto akcentem kończę moje dysputację.
Komentarze
Prześlij komentarz