Przejdź do głównej zawartości

Z tej strony Mistrzyni Polski

 

Trenuję już dwa lata. Przez ten czas zdążyłam poznać moją obecną przyjaciółkę, oprócz zadawania ciosów nauczyłam się samodyscypliny, zorganizowania, dawania z siebie zawsze sto procent. Choć to być może miałam od zawsze. Nie potrafię niekiedy odpuszczać i to też zawdzięczam kick boxingu.

Trener wybudził we mnie wojownika, który zrobi wszystko by osiągnąć swój cel, oczywiście nie krzywdząc przy tym innych. Zapewne brzmi to paradoksalnie, bo przecież trenuję sztuki walki. Biję drugą osobę! Owszem, natomiast ja nie robię jej krzywdy. Obie znajdujemy się na ringu czy macie z miłości. Miłości do ów sportu.

Niekiedy ta miłość jest trudna. W końcu nikt nie powiedział, że będzie łatwa. Oprócz mojej autonomii, czasami zatrzymuję się w tyle. To ta inna sfera, bardziej mentalna. Otoczka zawodowego uprawiania sportu często jest przedstawiana jako toksyczna. Myślę, że jest w tym prawda. Już nie ziarno, lecz wyrośnięty chwast. Zdecydowanie ludzie ze słabszą psychiką mogą mieć trudności z przywyknięciem do pewnych norm i zachowań charakteryzujących dany krąg sportowy. W każdym są inne. Nie jestem w stanie określić jednego schematu, lecz na pewno dosyć oczywistym wymaganiem jest stuprocentowe poświęcenie każdych innych sfer życia, niekiedy prywatnej (co dla osób takich jak ja, mających różne zainteresowania) jest po prostu trudne.

 Studniówka? Musisz trenować! Wakacje za granicą? Tylko w Tajlandii, musisz trenować! Odpoczynek? Na treningu! Przez ten czas zdążyłam sobie wypracować w głowie pełną samodyscyplinę, często niezdrową i ekstremistyczną. Nie narzekam na nią. Czy to dobrze? Jest ona tak zakorzeniona w głowie, że prawdopodobnie ów duch walki nigdy ze mnie nie wyjdzie. Stąd też, po ciężkiej chorobie, zamiast odpoczywać w domu, pojechałam na Mistrzostwa Polski, które odbywały się na drugim końcu Polski. Pokonaliśmy drużyną ponad osiemset kilometrów. Jarosław okazał się być nie takim pięknym miastem, jaki go malują. Wszak nie to było najważniejsze.  Ze względu na dużą ilość zawodników rozgrywki zaczęły się w piątek. Ja walczyłam w sobotę. Wygrałam z przewagą punktową dwie walki, choć nie było łatwo. Następnie po wysiłku, razem z drużyną skorzystaliśmy z przerwy obiadowej. O siedemnastej miała rozpocząć się uroczysta gala finałów, na której miałam zawalczyć. Pewna siebie nie stresowałam się nad to. Wiedziałam, że mimo osłabionego organizmu muszę się skupić i dać z siebie wszystko. Cóż, nie będę trzymała Was dłużej w niepewności. Jak zapewne domyśliliście się po tytule posta, zostałam Mistrzynią Polski w formule KICK LIGHT!

Podziękowania znajdziecie na moim Instagramie (margakakol). Więcej zdjęć w zasadzie też. Już za dwa tygodnie mam kolejne Mistrzostwa Polski. Tym razem na ringu. Znacie już nowy rozkład jazdy? Jazda z przeciwnikami!








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Drodzy Czwartoklasiści...

Dzisiaj trochę prywaty. Rozsiądźcie się. Wybrałam się dzisiaj do szkoły po odbiór świadectwa dojrzałości - wyników matur. Szczerze się przyznam, że zapomniałam już jak wygląda stres. Przez ten cały czas braku kontaktu ze szkołą nabrałam oddechu. Długo wyczekiwanej świeżości. Odpoczęłam, zrelaksowałam się, pracowałam i skupiłam na sobie. Nawet podczas Pucharu Świata nie odczuwałam tego stresu, jaki miałam właśnie dzisiaj. Wychodząc z pociągu i kierując się w stronę dawnego liceum, uświadomiłam sobie jeszcze bardziej, jak obciążona byłam wówczas bagażem stresu i frustracji podczas przygotowań do matury. Wpadłam w wir jakiegoś chorego maratonu nauki, presji, a przede wszystkim chęci dogodzenia bliskim, zapominając tak naprawdę o sobie. Choć ten czas miał swoje uroki, to nie wróciłabym do niego za żadne skarby. Zatraciłam siebie. Z biegiem czasu dostrzegam jak innym człowiekiem byłam - to mnie najbardziej przeraża. Słuchajcie swojego zdrowia. Ja tego nie zrobiłam. Wydawało mi się, że cią...

11 przyjemności jesieni

Dzisiaj przydarzyła się rzecz niespodziewana. Tak jak nie przewidziałabym pieczonej dyni na obiad czy nieznajomego pukającego do drzwi mojego domu, tak nie przewidziałam tego co stało się tego wieczoru. Wstałam wcześniej. Tak mam w zwyczaju i robię to niezależnie od tego czy jest rok szkolny, akademicki czy trwają wakacje. Choć to pewnie już wiecie. Wykonałam swoje obowiązki, nie omijając czarnej kawy na śniadanie i porannej pielęgnacji. Nic podczas wykonywania tych czynności, nie wskazywałoby na dzisiejszą niespodziankę. Jednak… wspominając nieco poranek, mogłabym wyodrębnić jedno, pewne niepokojące zjawisko. Mianowicie było mi zimno. Latem. Dziwne, prawda? Stąd też, dopóki, dopóty nie wyszłam na zewnątrz, po domu zamiast w różowej halce chodziłam w szlafroku i grubych skarpetach. Nie wzbudziło to moich podejrzeń przez cały dzień. Wszystko zmieniło się, gdy pojechałam na trening. Spakowałam cały ekwipunek i zaprosiłam do siebie moją przyjaciółkę, byśmy po wypitej mrożonej kawie po...

A Ty, jakim kwiatem jesteś?

  Dzisiaj proszę, zostańcie na ganku. Poczekajcie chwilę. Ja w tym czasie ubiorę swoje ocieplane buty i zamiast zapraszać Was tradycyjnie do mojego internetowego salonu, zabiorę Was na krótki, jesienny spacer. Jak zapewne zauważyliście, pogoda bardzo nam sprzyja, bowiem za nami najcieplejszy wrzesień w historii pomiarów. Liście powoli zaczęły się rumienić, co jak już wiecie, naprawdę napawa mnie optymizmem. Okoliczności wręcz zmusiły mnie, by zaprowadzić Was do pięknego i pełnego uroku miejsca. Zdążyłam już rozbudzić Waszą ciekawość? Niedaleko mojego drewnianego domku, do którego zawsze Was zapraszam znajduje się kwiaciarnia. Od ponad dziesięciu lat jest ona prowadzona przez panią Katarzynę. Pani Kasia, dumna czterdziestoletnia florystka, pasjonatka kwiatów i artystka dorobiła się na swoim hobby. Codziennie odwiedza ją mnóstwo klientów licząc, że to właśnie ona skomponuje dla nich jakiś bukiet. Przychodzą i mężczyźni po kwiaty dla swoich pań i kobiety po kwiaty dla swoich panów. ...