Przejdź do głównej zawartości

Z tej strony trzykrotna Wicemistrzyni Polski

 

To mój pierwszy raz, gdy jechałam na Mistrzostwa Polski od razu tydzień po poprzednich Mistrzostwach Polski. Nie muszę nadmieniać, iż dla organizmu jest to nie lada wyczyn. Jednak, ja nie dam rady? Po Mistrzostwach Polski na ringu, gdzie w po dwóch walkach (z czego jedna zakończona przez KO w moim wykonaniu) zajęłam trzecie miejsce, razem z drużyną Rebelia wyjechaliśmy na drugi koniec Polski, bo aż do Będzina. Ulokowanie Mistrzostw Polski light contact w okolicach Katowic wiązało się z długą podróżą. Można zatem powiedzieć, że zapewne była ona męcząca. Nic podobnego! Pogoda dopisywała. Ciepłe powietrze i brak opadów sprzyjał jeździe. Ponadto wyjazd naszego klubu równa się dobra zabawa. Niepodważalnie nie brakowało dusz towarzystwa, które umilały trasę.  

Na miejscu okazało się, że informacja o zgłoszonych ponad tysiąc zawodników była prawdą. Hala sportowa pękała w szwach. Nie szybciej niż po ważeniu udaliśmy się na obiad. Mimo iż wybór restauracji był ograniczony, to zadowoliliśmy się pobliską (chyba jedyną otwartą o tej godzinie) azjatycką kuchnią. Nie narzekałam, kolacja była wyborna jak na tamtejsze warunki.

Niestety ze względu na dużą liczbę zawodników stoczyłam trzy walki w niedzielę. Po kilkudziesięciu godzinach czekania. Pierwsze dwie walki zakończyłam z przewagą przed czasem. Finał okazał się być minimalnie większym wyzwaniem.

Przez pierwsze dwie rundy wygrywałam z przewagą 3:0. Byliśmy z drużyną pewni, że wygram. Wszak „nie mów hop, zanim nie przeskoczysz”. Zaważyły ostatnie sekundy. Mimo stoczonej bitwy, wręcz wojny, wygrała niejednoznaczną decyzją sędziów moja przeciwniczka. Cóż, gratuluję i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Następnym razem mój Trener dopilnuje o dobry skład sędziów, by nie było możliwości ponownego oszwabienia. Niemniej walkę uznaję za dobrą i liczę na rewanż.

Podsumowując utrzymuję tytuł sprzed roku WICEMISTRZYNI POLSKI w formule light contact.








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Drodzy Czwartoklasiści...

Dzisiaj trochę prywaty. Rozsiądźcie się. Wybrałam się dzisiaj do szkoły po odbiór świadectwa dojrzałości - wyników matur. Szczerze się przyznam, że zapomniałam już jak wygląda stres. Przez ten cały czas braku kontaktu ze szkołą nabrałam oddechu. Długo wyczekiwanej świeżości. Odpoczęłam, zrelaksowałam się, pracowałam i skupiłam na sobie. Nawet podczas Pucharu Świata nie odczuwałam tego stresu, jaki miałam właśnie dzisiaj. Wychodząc z pociągu i kierując się w stronę dawnego liceum, uświadomiłam sobie jeszcze bardziej, jak obciążona byłam wówczas bagażem stresu i frustracji podczas przygotowań do matury. Wpadłam w wir jakiegoś chorego maratonu nauki, presji, a przede wszystkim chęci dogodzenia bliskim, zapominając tak naprawdę o sobie. Choć ten czas miał swoje uroki, to nie wróciłabym do niego za żadne skarby. Zatraciłam siebie. Z biegiem czasu dostrzegam jak innym człowiekiem byłam - to mnie najbardziej przeraża. Słuchajcie swojego zdrowia. Ja tego nie zrobiłam. Wydawało mi się, że cią...

11 przyjemności jesieni

Dzisiaj przydarzyła się rzecz niespodziewana. Tak jak nie przewidziałabym pieczonej dyni na obiad czy nieznajomego pukającego do drzwi mojego domu, tak nie przewidziałam tego co stało się tego wieczoru. Wstałam wcześniej. Tak mam w zwyczaju i robię to niezależnie od tego czy jest rok szkolny, akademicki czy trwają wakacje. Choć to pewnie już wiecie. Wykonałam swoje obowiązki, nie omijając czarnej kawy na śniadanie i porannej pielęgnacji. Nic podczas wykonywania tych czynności, nie wskazywałoby na dzisiejszą niespodziankę. Jednak… wspominając nieco poranek, mogłabym wyodrębnić jedno, pewne niepokojące zjawisko. Mianowicie było mi zimno. Latem. Dziwne, prawda? Stąd też, dopóki, dopóty nie wyszłam na zewnątrz, po domu zamiast w różowej halce chodziłam w szlafroku i grubych skarpetach. Nie wzbudziło to moich podejrzeń przez cały dzień. Wszystko zmieniło się, gdy pojechałam na trening. Spakowałam cały ekwipunek i zaprosiłam do siebie moją przyjaciółkę, byśmy po wypitej mrożonej kawie po...

A Ty, jakim kwiatem jesteś?

  Dzisiaj proszę, zostańcie na ganku. Poczekajcie chwilę. Ja w tym czasie ubiorę swoje ocieplane buty i zamiast zapraszać Was tradycyjnie do mojego internetowego salonu, zabiorę Was na krótki, jesienny spacer. Jak zapewne zauważyliście, pogoda bardzo nam sprzyja, bowiem za nami najcieplejszy wrzesień w historii pomiarów. Liście powoli zaczęły się rumienić, co jak już wiecie, naprawdę napawa mnie optymizmem. Okoliczności wręcz zmusiły mnie, by zaprowadzić Was do pięknego i pełnego uroku miejsca. Zdążyłam już rozbudzić Waszą ciekawość? Niedaleko mojego drewnianego domku, do którego zawsze Was zapraszam znajduje się kwiaciarnia. Od ponad dziesięciu lat jest ona prowadzona przez panią Katarzynę. Pani Kasia, dumna czterdziestoletnia florystka, pasjonatka kwiatów i artystka dorobiła się na swoim hobby. Codziennie odwiedza ją mnóstwo klientów licząc, że to właśnie ona skomponuje dla nich jakiś bukiet. Przychodzą i mężczyźni po kwiaty dla swoich pań i kobiety po kwiaty dla swoich panów. ...