Cały czas frapuje mnie pytanie: czy
moja energia w końcu może się skończyć? Coraz częściej odpowiadam sama sobie,
iż chyba nie. Im więcej sukcesów, ale i porażek, akcji, tętniącego życia, to
napędzam się jeszcze bardziej.
Całkiem niedawno, gdyż po
sukcesie na mistrzostwach w biegach dostałam propozycję wzięcia udziału w zawodach
lekkoatletycznych. Nie ukrywam, że lekkoatletyka jest mi nieco obca. Nigdy nie uczestniczyłam
w podobnych rywalizacjach. Stąd też najpewniej czułam się w pobiegnięciu na półtora
kilometra. To tylko bieg, biegać każdy potrafi (nie każdy dobrze, ale to inna
kwestia). Co mogło pójść nie tak? Wszak chciałam spróbować czegoś nowego. Postanowiłam
zgłosić się dodatkowo w pchnięciu kulą.
Zaznaczę na początku, iż kuli
nigdy nie trzymałam w dłoni. Nigdy też nie widziałam samego w sobie pchnięcia
kulą. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Była to dla mnie czarna magia. Zapytacie
zapewne, to po co się zgłaszałaś? Już spieszę z odpowiedzią. Do odważnych świat
należy, a ta dyscyplina wydawała mi się atrakcyjna. Trzeba w życiu próbować nowych
rzeczy i nabywać doświadczenia. Tak się uczymy, a ja lubię naukę.
Ponadto wspomnę, iż byłam dzień
po Mistrzostwach Polski w kick boxingu. Zakwasy i zmęczenie jeszcze się mnie
trzymały.
Spotkaliśmy się z dwoma wuefistkami
oraz resztą startujących z naszej szkoły przed szatnią. Oddając zgody, panie
przydzielały nam dyscypliny. Okazało się, że osoby biegnące długie dystanse,
nie mogą uczestniczyć w innych dyscyplinach. Tak bardzo zależało mi na
spróbowaniu swoich sił w pchnięciu kulą, że postanowiłam zaryzykować i oddać
miejsce innym w biegu na 1500. Tym oto sposobem zostałam zgłoszona do pchnięcia
kulą.
Chwilę po rozgrzewce uznałam, że
puszczę sobie tutorial na YouTube. Niestety telefon odmówił mi posłuszeństwa i ostatecznie
podeszłam do starszego pana koordynującego, który streścił mi w kilka minut
technikę oraz zasady. O stanięcie na podium walczyło 15 dziewczyn. Po niektórych
poznałam, że poważnie trenują. Natomiast nie przytłaczało mnie to. Wiedziałam,
że muszę zrobić swoje i pokazać siebie z najlepszej strony. Pewna siebie
oddałam cztery rzuty, z czego drugi okazał się najlepszy.
9.91 m – takim wynikiem mogę się
pochwalić oraz tym, iż zajęłam pierwsze miejsce. Rywalizacja była zacięta, lecz
odwaga i niesianie defetyzmu zrobiły swoje. 70 procent sukcesu siedzi w głowie!
Nie spodziewałam się, że stanę na
podium, a jeszcze bardziej pierwszego miejsca. Cieszę się, że odkryłam swoją nową,
mocną stronę. To wspaniałe uczucie eksplorować siebie.
Biorąc przykład z mojej śp. Prababci,
nadmienię, iż trzeba próbować. Nie bać się, strach nas tylko ogranicza.
Komentarze
Prześlij komentarz