Przejdź do głównej zawartości

ZDOBYWAM ZŁOTO! Nie spodziewacie się w czym!

 

Cały czas frapuje mnie pytanie: czy moja energia w końcu może się skończyć? Coraz częściej odpowiadam sama sobie, iż chyba nie. Im więcej sukcesów, ale i porażek, akcji, tętniącego życia, to napędzam się jeszcze bardziej.

Całkiem niedawno, gdyż po sukcesie na mistrzostwach w biegach dostałam propozycję wzięcia udziału w zawodach lekkoatletycznych. Nie ukrywam, że lekkoatletyka jest mi nieco obca. Nigdy nie uczestniczyłam w podobnych rywalizacjach. Stąd też najpewniej czułam się w pobiegnięciu na półtora kilometra. To tylko bieg, biegać każdy potrafi (nie każdy dobrze, ale to inna kwestia). Co mogło pójść nie tak? Wszak chciałam spróbować czegoś nowego. Postanowiłam zgłosić się dodatkowo w pchnięciu kulą.

Zaznaczę na początku, iż kuli nigdy nie trzymałam w dłoni. Nigdy też nie widziałam samego w sobie pchnięcia kulą. Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Była to dla mnie czarna magia. Zapytacie zapewne, to po co się zgłaszałaś? Już spieszę z odpowiedzią. Do odważnych świat należy, a ta dyscyplina wydawała mi się atrakcyjna. Trzeba w życiu próbować nowych rzeczy i nabywać doświadczenia. Tak się uczymy, a ja lubię naukę.

Ponadto wspomnę, iż byłam dzień po Mistrzostwach Polski w kick boxingu. Zakwasy i zmęczenie jeszcze się mnie trzymały.

Spotkaliśmy się z dwoma wuefistkami oraz resztą startujących z naszej szkoły przed szatnią. Oddając zgody, panie przydzielały nam dyscypliny. Okazało się, że osoby biegnące długie dystanse, nie mogą uczestniczyć w innych dyscyplinach. Tak bardzo zależało mi na spróbowaniu swoich sił w pchnięciu kulą, że postanowiłam zaryzykować i oddać miejsce innym w biegu na 1500. Tym oto sposobem zostałam zgłoszona do pchnięcia kulą.

Chwilę po rozgrzewce uznałam, że puszczę sobie tutorial na YouTube. Niestety telefon odmówił mi posłuszeństwa i ostatecznie podeszłam do starszego pana koordynującego, który streścił mi w kilka minut technikę oraz zasady. O stanięcie na podium walczyło 15 dziewczyn. Po niektórych poznałam, że poważnie trenują. Natomiast nie przytłaczało mnie to. Wiedziałam, że muszę zrobić swoje i pokazać siebie z najlepszej strony. Pewna siebie oddałam cztery rzuty, z czego drugi okazał się najlepszy.

9.91 m – takim wynikiem mogę się pochwalić oraz tym, iż zajęłam pierwsze miejsce. Rywalizacja była zacięta, lecz odwaga i niesianie defetyzmu zrobiły swoje. 70 procent sukcesu siedzi w głowie!

Nie spodziewałam się, że stanę na podium, a jeszcze bardziej pierwszego miejsca. Cieszę się, że odkryłam swoją nową, mocną stronę. To wspaniałe uczucie eksplorować siebie.

Biorąc przykład z mojej śp. Prababci, nadmienię, iż trzeba próbować. Nie bać się, strach nas tylko ogranicza.

 

 


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Drodzy Czwartoklasiści...

Dzisiaj trochę prywaty. Rozsiądźcie się. Wybrałam się dzisiaj do szkoły po odbiór świadectwa dojrzałości - wyników matur. Szczerze się przyznam, że zapomniałam już jak wygląda stres. Przez ten cały czas braku kontaktu ze szkołą nabrałam oddechu. Długo wyczekiwanej świeżości. Odpoczęłam, zrelaksowałam się, pracowałam i skupiłam na sobie. Nawet podczas Pucharu Świata nie odczuwałam tego stresu, jaki miałam właśnie dzisiaj. Wychodząc z pociągu i kierując się w stronę dawnego liceum, uświadomiłam sobie jeszcze bardziej, jak obciążona byłam wówczas bagażem stresu i frustracji podczas przygotowań do matury. Wpadłam w wir jakiegoś chorego maratonu nauki, presji, a przede wszystkim chęci dogodzenia bliskim, zapominając tak naprawdę o sobie. Choć ten czas miał swoje uroki, to nie wróciłabym do niego za żadne skarby. Zatraciłam siebie. Z biegiem czasu dostrzegam jak innym człowiekiem byłam - to mnie najbardziej przeraża. Słuchajcie swojego zdrowia. Ja tego nie zrobiłam. Wydawało mi się, że cią...

11 przyjemności jesieni

Dzisiaj przydarzyła się rzecz niespodziewana. Tak jak nie przewidziałabym pieczonej dyni na obiad czy nieznajomego pukającego do drzwi mojego domu, tak nie przewidziałam tego co stało się tego wieczoru. Wstałam wcześniej. Tak mam w zwyczaju i robię to niezależnie od tego czy jest rok szkolny, akademicki czy trwają wakacje. Choć to pewnie już wiecie. Wykonałam swoje obowiązki, nie omijając czarnej kawy na śniadanie i porannej pielęgnacji. Nic podczas wykonywania tych czynności, nie wskazywałoby na dzisiejszą niespodziankę. Jednak… wspominając nieco poranek, mogłabym wyodrębnić jedno, pewne niepokojące zjawisko. Mianowicie było mi zimno. Latem. Dziwne, prawda? Stąd też, dopóki, dopóty nie wyszłam na zewnątrz, po domu zamiast w różowej halce chodziłam w szlafroku i grubych skarpetach. Nie wzbudziło to moich podejrzeń przez cały dzień. Wszystko zmieniło się, gdy pojechałam na trening. Spakowałam cały ekwipunek i zaprosiłam do siebie moją przyjaciółkę, byśmy po wypitej mrożonej kawie po...

A Ty, jakim kwiatem jesteś?

  Dzisiaj proszę, zostańcie na ganku. Poczekajcie chwilę. Ja w tym czasie ubiorę swoje ocieplane buty i zamiast zapraszać Was tradycyjnie do mojego internetowego salonu, zabiorę Was na krótki, jesienny spacer. Jak zapewne zauważyliście, pogoda bardzo nam sprzyja, bowiem za nami najcieplejszy wrzesień w historii pomiarów. Liście powoli zaczęły się rumienić, co jak już wiecie, naprawdę napawa mnie optymizmem. Okoliczności wręcz zmusiły mnie, by zaprowadzić Was do pięknego i pełnego uroku miejsca. Zdążyłam już rozbudzić Waszą ciekawość? Niedaleko mojego drewnianego domku, do którego zawsze Was zapraszam znajduje się kwiaciarnia. Od ponad dziesięciu lat jest ona prowadzona przez panią Katarzynę. Pani Kasia, dumna czterdziestoletnia florystka, pasjonatka kwiatów i artystka dorobiła się na swoim hobby. Codziennie odwiedza ją mnóstwo klientów licząc, że to właśnie ona skomponuje dla nich jakiś bukiet. Przychodzą i mężczyźni po kwiaty dla swoich pań i kobiety po kwiaty dla swoich panów. ...