Przejdź do głównej zawartości

Jak zepsuć życie sobie i innym? - Anna Karenina

 

*UWAGA! WPIS ZAWIERA SPOJLERY DOT. ANNY KARENINY*

Doszła do mnie informacja, że niektórzy czytelnicy mojego bloga za niecałe cztery dni zaczynają rok szkolny. Nieco mnie to zdziwiło. Przez ostatnie trzy miesiące żyłam w innej rzeczywistości, wykluczającej w pewien sposób palcówki szkolne. Nagle dowiaduję się, że licealistom zostały cztery, ostatnie dni wakacji. Jeszcze bardziej zaskakuje mnie fakt, że w tej samej sytuacji znalazłabym się ja rok temu. Dla mnie wakacje zaczęły się już miesiąc wcześniej niż dla młodszych znajomych, a nadal czuję, że wakacje upłynęły mi niczym za pstryknięciem palca. Czuję się niebywale odrealniona faktem, że zaraz to ja będę musiała wziąć laptopa i udać się na wykłady. A przecież to mi został jeszcze dodatkowy miesiąc wakacji. Podkreślam „mi”, ze względu na to osobiste uczucie uciekania czasu. Doprawdy nie wiem, kiedy zleciało mi lato.

Natomiast dzisiaj nie o tym uczuciu, choć bez dwóch zdań jest ono powiązane z tematem. Usłyszawszy, że zaraz zaczyna się rok szkolny oraz akademicki, a w związku z nim pojawią się nowe priorytety, uświadomiłam sobie, że zabraknie mi czasu na czytanie moich książek. Niechybnie przyznam, że po przeczytaniu Anny Kareniny zwlekałam i z napisaniem interpretacji, i z kontynuacją Braci Karamazow. Załamał mnie z lekka fakt, że pozostał mi miesiąc na uporanie się z tymi dwoma zadaniami. Stąd też nie przebierając w wymówkach, postanowiłam wykonać pierwsze z nich. Zapraszam Was dzisiaj do wysłuchania mojego odbioru Anny Kareniny. Zatem jak zawsze – rozsiądźcie się wygodnie w moich skromnych progach.  

Rozsławiona i wielu dobrze znana Anna Karenina. Love story, jednak czy na pewno? Według mnie nie. Moim zdaniem jest to książka o życiu, obejmująca każde jej aspekty od poczęcia zacząwszy a skończywszy na śmierci. Co zainteresowało mnie chyba najbardziej, to radzenie sobie ludzi ze spleenem, melancholią, dzisiaj nazwalibyśmy depresją. Jednak pamiętajmy, że jest to książka nie wzorowana na wiek XIX, lecz napisana właśnie w tym wieku. Z tej racji ówcześni ludzie nie mieli dostępu do literatury z dziedziny psychologii, bo rozwinęła się ona nieco później, gdyż w wieku XX. Bohaterowie – tudzież Lewin czy Kitty – musieli sobie z wewnętrznymi problemami radzić we własnym zakresie, na własne możliwości. Zafascynowała mnie „metoda” przyjazdów rodziny. Podczas, gdy dotarła wiadomość, że komuś z rodziny działa się krzywda, osoba nie wychodziła z pokoju, z nikim nie chciała rozmawiać, cały czas płakała (tutaj zdradzona Daria Aleksandrowna), na pomoc niezwłocznie przyjeżdżała rodzina z dalszego krańca kraju (Rosji) i rozmowami starała się pomóc. Wbrew pozorom owe rozmowy jak na tamte czasy były bardzo pomocne i jak się później okazywało, uwalniały ofiary z opresji. Odniosłam wrażenie, że rodzina, która przyjeżdżała, stanowiła rolę dzisiejszego psychoterapeuty. Empatyczny sposób w jaki rozmawiała większość osób, naprawdę mnie urzekła.

Jak już wspomniałam nie jest to książka tyko miłosna. Bohaterem, który zainteresował mnie najbardziej, był Lewin. Oprócz jego przygód miłosnych, miał również przygody duchowe z Bogiem, które ujawniają się najbardziej pod koniec książki. Niemniej już wcześniej spodobał mi się sposób radzenia sobie Lewina ze smutkami. Bowiem pracował on dobrowolnie w polu wraz z chłopstwem. Piękne opisy, przedstawiana sielanka, wręcz idylla, sprawiała, że podczas czytania nabierało się wewnętrznego spokoju. Lewin udowadniał, że praca czyni wolnym. Dzięki niej, stawał się szczęśliwszym człowiekiem, ale również nabierał spokoju ducha. W jakimś stopniu jestem w stanie się z nim utożsamić.

Tutaj język Tołstoja nie pozwolił na choćby jedno ziewnięcie. Opisy były niebywale wciągające, tempo umiarkowane, dzięki czemu czytelnik mógł się wczuć, nie zasypiając jednocześnie. Mimo że jest to język literatury pięknej, to moim zdaniem nie był trudny dla przeciętnego czytelnika. O wiele bardziej wymagająco czytało mi się Dostojewskiego. Annę Kareninę czytałam w najnowszym wydaniu w tłumaczeniu Jana Cichockiego i niestety w książce pojawiły się literówki, co stanowi dla mnie duży minus, zwłaszcza, gdy książka kosztowała sto pięćdziesiąt złotych. Literówki rozpraszały moją uwagę. Ponadto są wg. mnie niedopuszczalne przy literaturze tego kalibru.

Co poruszyło mnie podczas czytania tej książki to brak pozorności. Należy zauważyć, że każdy bohater w tej lekturze ma swoje racje. Często odmienne. Nie raz mogliśmy być świadkami, że pozory mylą i to stwierdzenie spodobało mi się najbardziej. Jest to prawda ponadczasowa, która obowiązuje również i w naszych czasach. Ludzie bywają bardzo skomplikowani i nie zawsze kierują nimi przesłanki, o które byśmy ich posądzali. Nierzadko podejmują decyzję na podstawie własnych, skrytych przemyśleń, a nie tego, co nam się wydaje na pierwszy rzut oka. Pogłębione psychologicznie postaci w tej książce podkreślają, jak wartościową jest ona lekturą.

Podpunktem wartym uwagi jest oswajanie czytelnika ze śmiercią. Mowa tu nie o śmierci główniej bohaterki, która swoją drogą była dosyć nagła, a więc nie mogła być oswojona, lecz śmierci brata Lewina. Mikołaj umiera w ogromnym bólu. Jako czytelnicy możemy odczuć nie tylko ból jaki przeżywa on, ale i jego brat, czy nawet chcąca pomóc Kitty. Czytelnicy są oswajani także z cierpieniem towarzyszącym śmierci. Przedstawienie tragicznego wyglądu chorego, jego zachowania czy  aury mu towarzyszącej, stanowią elementy, które potrafią zmrozić krew w żyłach, jednocześnie pokazują realia choroby i śmierci, a także tego, ile jest w stanie zrobić dla nas rodzina w najgorszych chwilach. Przez pewną część książki kroczymy wraz z Konstantym i Mikołajem drogą męki. Widzimy co alkohol potrafi zrobić z człowiekiem. Do jakiego stanu potrafi go doprowadzić. Jak potworną chorobą jest gruźlica. Mimo okrucieństwa jakie przedstawił nam Tołstoj, śmierć Mikołaja nie zabolała mnie tak jak śmierć Anny. Szokujące jest dla mnie z jakim pietyzmem Tołstoj przeniknął do głowy kobiety (co nie jest takie proste), która przez pewien moment poczuła się niekochana. Z jaką dokładnością opisał towarzyszące jej emocje. Aż ciężko uwierzyć, że napisał to mężczyzna w XIX wieku, gdyż zgodzicie się ze mną, że odczucia dotyczące miłości, męskie jak i żeńskie nieco różnią się od siebie. Tołstoj musiał wykazać się najpewniej wysoką empatią i szczegółowymi obserwacjami kobiet w swoim życiu, gdyż czytając opisy przeżyć Anny, przechodziły mnie ciarki.

Niespodziewana śmierć Anny (mimo że pojawiały się wcześniej delikatne przesłanki) pobudziła mnie do refleksji. Kobieta rozdarta między dwoma mężczyznami. Jednego kocha monad życia, drugiego nienawidzi. Ojciec jej synka, jest jej emocjonalnym wrogiem, a mimo to nie potrafi w sposób dobitny spalić mostu, który ich łączy. W skutek tego w jej głowie pojawiają się natrętne myśli. Co za tym idzie? Cierpi na tym związek z ukochanym Wrońskim, który mimo dobrych chęci nie rozumie Anny. Wroński ucieka w biznes. Ona potrzebuje rozmowy, ciepła i uwagi od jedynej osoby, którą kocha (nie licząc dzieci), lecz gdy tylko nadarza się sytuacja, by spędzić chwilę czasu wspólnie, zatrzymuje go kłótnią, licząc podświadomie, że zwróci na siebie uwagę. Na ból jaki przeżywa. Na rozterki i samotność, jaką przechodzi. On tego nie rozumie – słusznie. Między tymi dwoma zanika komunikacja. Żadne nie rozumie drugiego. Wygrywa nie miłość, lecz duma i ego. W Annie umierają siły. Ma dość córeczki. Pojawiają się także motywy oniryczne. Sny pełnią tutaj istotną rolę. Do Anny dociera, że znajduje się w sytuacji, w której jedyną drogą ucieczki jest samobójstwo. Będąc na stacji kolejowej rzuca się pod pociąg. Według mnie to wszystko dało się uratować. Wiadomym jest, że od Anny zaczyna się całe domino i to na niej zbudowana jest powieść, lecz gdyby przenieść tę całą historię do naszego życia, można by było doradzić, aby w pełni, zdecydowanie zakończyła rozrachunki z mężem – Aleksiejem, jeśli pragnęła życia z Wrońskim. Przez jej pragnienie bycia żoną Wrońskiego rozumiem nie tylko chęć nowego życia, ale i fakt, że Anna przy nim po raz pierwszy od dawna poczuła się szczęśliwa. Niech to wybrzmi - Anna chciała być szczęśliwa. Przy Wrońskim miała tę możliwość. Karenin dusił ją w małżeństwie. Jedynym pocieszeniem był Sierorża – jej ośmioletni synek. Analizując bohaterkę i jej koniec, przychodzi mi na myśl jedna ważna sentencja: Jeśli masz spalić wszystkie mosty, by ratować siebie, to spal je do cna. Uważam, że tak powinna zrobić An.

Trudno było  rozstać mi się z tą książką. Zwłaszcza, gdy czytałam fragment o Wrońskim po śmierci Anny. Było to bolesne przeżycie i żałuję, że Tołstoj skupił na tym tak mało uwagi. Chętnie dowiedziałabym się więcej o stanie Wrońskiego i jego emocjach oraz działaniach. Niemniej pozostawienie pewnego niezaspokojenia, jest wręcz pożądane. Teraz mam nie tylko nowe przemyślenia dotyczące życia, ale i nowy wpis dla Was, który mam nadzieję, że Was zaciekawił. Dla tych, co cieszą się jeszcze wakacjami przez najbliższy miesiąc – korzystajcie, ile możecie! Dla tych, co idą do szkoły za kilka dni – najszczersze powodzenia! A dla całej reszty przesyłam mnóstwo pozytywnej energii!






 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Drodzy Czwartoklasiści...

Dzisiaj trochę prywaty. Rozsiądźcie się. Wybrałam się dzisiaj do szkoły po odbiór świadectwa dojrzałości - wyników matur. Szczerze się przyznam, że zapomniałam już jak wygląda stres. Przez ten cały czas braku kontaktu ze szkołą nabrałam oddechu. Długo wyczekiwanej świeżości. Odpoczęłam, zrelaksowałam się, pracowałam i skupiłam na sobie. Nawet podczas Pucharu Świata nie odczuwałam tego stresu, jaki miałam właśnie dzisiaj. Wychodząc z pociągu i kierując się w stronę dawnego liceum, uświadomiłam sobie jeszcze bardziej, jak obciążona byłam wówczas bagażem stresu i frustracji podczas przygotowań do matury. Wpadłam w wir jakiegoś chorego maratonu nauki, presji, a przede wszystkim chęci dogodzenia bliskim, zapominając tak naprawdę o sobie. Choć ten czas miał swoje uroki, to nie wróciłabym do niego za żadne skarby. Zatraciłam siebie. Z biegiem czasu dostrzegam jak innym człowiekiem byłam - to mnie najbardziej przeraża. Słuchajcie swojego zdrowia. Ja tego nie zrobiłam. Wydawało mi się, że cią...

11 przyjemności jesieni

Dzisiaj przydarzyła się rzecz niespodziewana. Tak jak nie przewidziałabym pieczonej dyni na obiad czy nieznajomego pukającego do drzwi mojego domu, tak nie przewidziałam tego co stało się tego wieczoru. Wstałam wcześniej. Tak mam w zwyczaju i robię to niezależnie od tego czy jest rok szkolny, akademicki czy trwają wakacje. Choć to pewnie już wiecie. Wykonałam swoje obowiązki, nie omijając czarnej kawy na śniadanie i porannej pielęgnacji. Nic podczas wykonywania tych czynności, nie wskazywałoby na dzisiejszą niespodziankę. Jednak… wspominając nieco poranek, mogłabym wyodrębnić jedno, pewne niepokojące zjawisko. Mianowicie było mi zimno. Latem. Dziwne, prawda? Stąd też, dopóki, dopóty nie wyszłam na zewnątrz, po domu zamiast w różowej halce chodziłam w szlafroku i grubych skarpetach. Nie wzbudziło to moich podejrzeń przez cały dzień. Wszystko zmieniło się, gdy pojechałam na trening. Spakowałam cały ekwipunek i zaprosiłam do siebie moją przyjaciółkę, byśmy po wypitej mrożonej kawie po...

A Ty, jakim kwiatem jesteś?

  Dzisiaj proszę, zostańcie na ganku. Poczekajcie chwilę. Ja w tym czasie ubiorę swoje ocieplane buty i zamiast zapraszać Was tradycyjnie do mojego internetowego salonu, zabiorę Was na krótki, jesienny spacer. Jak zapewne zauważyliście, pogoda bardzo nam sprzyja, bowiem za nami najcieplejszy wrzesień w historii pomiarów. Liście powoli zaczęły się rumienić, co jak już wiecie, naprawdę napawa mnie optymizmem. Okoliczności wręcz zmusiły mnie, by zaprowadzić Was do pięknego i pełnego uroku miejsca. Zdążyłam już rozbudzić Waszą ciekawość? Niedaleko mojego drewnianego domku, do którego zawsze Was zapraszam znajduje się kwiaciarnia. Od ponad dziesięciu lat jest ona prowadzona przez panią Katarzynę. Pani Kasia, dumna czterdziestoletnia florystka, pasjonatka kwiatów i artystka dorobiła się na swoim hobby. Codziennie odwiedza ją mnóstwo klientów licząc, że to właśnie ona skomponuje dla nich jakiś bukiet. Przychodzą i mężczyźni po kwiaty dla swoich pań i kobiety po kwiaty dla swoich panów. ...