O proszę! Oto i nadszedł! Temat wałkowany przeze mnie przez lata, czyli Dzień Wagarowicza. Nie muszę wspominać, iż nadal naśmiewam się z uczniów, którzy niczym chomiki, tłumnie, bo tłumnie, opuszczają swoją norę zwaną szkołą. Muszę uprzedzić tych, co ów „święto” świętują – to nie będzie najsympatyczniejszy wpis. Zaś jeśli macie choć odrobinę dystansu do siebie i otoczenia, zapraszam serdecznie do zapoznania się z moją nieco szyderczą opinią na ten temat. Zastanawiało mnie niegdyś, dlaczego akurat ucieczka 21 marca? W pierwszy dzień wiosny, ludzi jakby ten brak słońca ożywia. Motywuje ich by choć raz fraternizować się z klasą. Jako JEDNOŚĆ urwać się z lekcji. Te chwilowe i ulotne poczucie wspólnoty bawi mnie do łez. Jakże bezsensowny jest to pomysł i dzień. Mam wrażenie, że Dzień Wagarowicza powstał by jednoczyć uczniów. Szkoda tylko, że jest to jednodniowe. Następnego dnia albo nikt nie przychodzi do szkoły (wiadomo, dlaczego) albo przychodzi i nadal nie czuje żadnych większyc...
Cześć wszystkim! Choć w zasadzie powinnam powiedzieć "witam", gdyż ten blog jest pewnego rodzaju domem, w którym chciałabym, abyście poczuli się po prostu dobrze. Zatem rozsiądźcie się, proszę. Pozwólcie, że Was nieco oprowadzę...